Edipresse Książki, Warszawa 2019.
Rodzina za granicą
„Niebo nad Amsterdamem”, tom zamykający cykl z perypetiami Agnieszki i jej rodziny – nadaje się na samodzielną lekturę dla tych czytelniczek, które lubią obyczajówki odchodzące od schematów fabularnych. Napisana jest ta powieść nieźle (chociaż autorka nie ustrzegła się paru błędów), z pomysłem na akcję i kreacje postaci. Trochę znosi Agnieszkę Zakrzewską w stronę sensacji (lub powieści o posmaku tajemnicy z przeszłości), ale to tylko wychodzi na dobre obrazom codzienności. W tej powieści Agnieszka, która ma już ustabilizowaną pozycję życiową, boryka się z dziwnym anonimowym prześladowcą. Ktoś posuwa się do obelg wypisywanych czarną farbą na fasadzie tomu i najwyraźniej próbuje zniszczyć szczęście kobiety. Do tego Agnieszka chce rozwikłać zagadkę dotyczącą dawnych czasów pewnego prokuratora. Kryzys w małżeństwie nie sprzyja rozwiązywaniu kłopotów na chłodno. Jakby tego było mało, nastoletnia córka bohaterki, Annemarie, wkracza właśnie w etap buntu. Zadaje się z niewłaściwym towarzystwem, zarzuca marzenia, a jej reakcje stają się niepokojące. Agnieszka musi wszystkie zmartwienia odkryć i zrozumieć, zanim stanie się coś złego – zapobiec temu, czemu można zapobiec, a wkroczyć do akcji, gdy to konieczne. Nikt nie zastanawia się, skąd ona ma czerpać siłę do mierzenia się z codziennością.
Ciekawym pomysłem jest wprowadzenie do akcji robotników budowlanych z Polski, ale jeśli już musieli pochodzić z Bytomia, to albo powinna autorka sprawdzić, jakim językiem faktycznie się porozumiewają, albo postawić na językową neutralność – bo tworzy jakiś dziwny zlepek wyobrażeń na temat ulicznej śląszczyzny i języka literackiego – oraz ekscentrycznego sąsiada. Jego obecność bardzo ubarwia fabułę, pozwala wprowadzać fałszujące rzeczywistość sytuacje i komplikować prostą opowieść. Bardzo przyjemnym zabiegiem jest tutaj natomiast wtrącanie charakterystycznych dla mieszkańców Amsterdamu zwrotów, ale i zachowań – dzięki temu książka zyskuje ładny koloryt lokalny, cieszy smaczkami. Takie smaczki czasami psuje brak uważnej redakcji („Bożenka!!! – krzyknęłam. Byłam tak wzruszona, że nie mogłam dobyć głosu”…), jednak sporo można autorce wybaczyć dzięki temu, że proponuje obyczajówkę odbiegającą od schematów z czytadeł. Jest tu trochę sensacji, nawet śledztw, poszukiwania wiadomości na własną rękę – bo przecież nie da się przejść do porządku dziennego nad wiszącymi niedookreślonymi zagrożeniami. Akcja toczy się szybko, bohaterka nie ma w zwyczaju analizowania kolejnych doświadczeń oraz emocji w nieskończoność – woli za to prowokować do działania.
Agnieszka Zakrzewska pokazuje, że zawsze warto walczyć o marzenia i nie poddawać się w trudnych chwilach. Kobieta w powieści ma sporo powodów do popadnięcia w apatię i obwiniania losu o kolejne przykre doznania – jednak nie zamierza się załamywać, daje z siebie wszystko, żeby ocalić bliskich, pomóc przyjaciołom i uniknąć porażki. Dodaje energii i otuchy, tak też działać będzie na czytelniczki cała powieść. „Niebo nad Amsterdamem” to książka ciekawa – jeśli ktoś lubi obyczajówki, doceni w niej świeżość spojrzenia i ucieczkę od powtarzalnych rozwiązań. Zakrzewska pisze po swojemu, nie ogląda się na mody, za to ma coś do powiedzenia na temat życia w Amsterdamie – i z tego czyni prawdziwy atut tomu. „Niebo nad Amsterdamem” z pewnością zachęci też nowe czytelniczki do sięgnięcia po poprzednie części cyklu o Agnieszce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz