środa, 3 kwietnia 2019

Andy Griffiths: 104-piętrowy domek na drzewie

Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.

Ząb i historia

Andy i Terry znowu się rozbudowali i teraz już mieszkają w 104-piętrowym domku na drzewie. Nie gubią się w nim, bo rzadko odwiedzają wszystkie piętra, a z niektórych wygryzają ich inni lokatorzy (na przykład żarłoczne rekiny). Jedyne zmartwienie, jakie te postacie mają, wiąże się z zamówieniami na kolejne książki. Znowu pojawia się bowiem Pan Nochal, wydawca – i żąda następnych bestsellerów. Andy akurat cierpi na ból zęba, więc najchętniej nic by nie robił (jak zwykle), a Terry sam nie wymyśli fabuły, bo jest rysownikiem, a nie pisarzem. Tu przydać się może gadżet z jednego ze sklepów, które mieszczą się w domku na drzewie – pióro piszące bez pomocy ludzi. Trzeba je jednak najpierw kupić. Czyli – zdobyć pieniądze. A akurat przez przypadek bohaterowie zamieniają maszynę do robienia pieniędzy w maszynę do robienia miodu (ku radości okolicznych niedźwiedzi). Trzeba zatem będzie połączyć bolący ząb, mądre pióro, niedźwiedzie i wyprzedaże – a historia dla Pana Nochala powstanie sama i będzie to kolejna zwariowana, absolutnie niewiarygodna i dziwna opowieść, w ramach której Andy i Terry nie przestaną sobie wzajemnie dokuczać, Jill – przybywać im z pomocą, a wszystkie okoliczne zwierzęta – wprowadzać chaos. Jak zawsze pojawią się tu fragmenty gotowej książki, jak nie zawsze – rymowane opowieści (w tym nawet pastisz). Nawet na streszczenie poprzednich przygód znajdzie się miejsce za sprawą przeglądu gadżetów. Andy i Terry żyją w chaosie, a do tego lubią humor dość rubaszny czy ludyczny – ten, do którego przez długi czas dzieci w literaturze nie miały dostępu. Tutaj najbardziej liczy się wyobraźnia, nieskrępowana i szalona – szereg wygłupów i absurdalnych pomysłów, które jakimś cudem układają się w logiczną całość. Wykorzystywane są między innymi chwyty retardacji, przedłużania oczekiwania na finał danej przygody bo autotematyzm zajmuje w tomiku dość ważne miejsce. Andy i Terry czas spędzają na beztroskiej zabawie – jeśli akurat nie uczestniczą w bójkach, bitwach i kataklizmach. Nie da się inaczej, w domku na drzewie nie obowiązują żadne nudne zasady. Trzeba za to wykorzystywać osiągnięcia wyobraźni – maszyny i pomysły stwarzane z dala od racjonalizmu dorosłych.

„104-piętrowy domek na drzewie” ma też jeden nowy element – to żarty tworzone na każdej rozkładówce przez gadżet z opowieści. Opierają się one na lubianych przez dzieci zagadkach i na klimacie absurdu, który niekoniecznie odpowiadać będzie dorosłym. Najmłodsi jednak zyskają tu kolejną płaszczyznę śmiechu, bardzo pasującą do wymowy całości tomu. Oczywiście jak zwykle ważną rolę odgrywają tu rysunki – w postaci zeszytowych gryzmołów, pospieszne i niestaranne (chociaż w niektórych wypadkach też imponujące). Ilustracje dopowiadają część przygód, warto je uważnie oglądać, bo czasami skrywają dodatkowe żarty – zabawy dla najmłodszych. Raz to pospieszne szkice, raz wielkoformatowe komiksowe kadry – tak samo jak w tekstach nie ma tutaj mizdrzenia się, szukania tematów wychowawczych czy zadań dla dzieci: autorzy z pełną świadomością odchodzą od rytmu publikacji edukacyjnych, podążają w kierunku historii, która absolutnie nie może mieć morału i nie może niczego dzieci uczyć. Tylko czysta rozrywka, radość bez żadnych obciążeń. I o ile dorosłych takie działania mogłyby w końcu zmęczyć, o tyle dzieci będą tą publikacją – jak i całą serią – zachwycone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz