Egmont, Warszawa 2019.
Z nieba
Pilot Jurek lata na Huraganku i walczy z armią Hitlera. Wojciech Widłak dostał zadanie zaprezentowania czytelnikom z drugiego poziomu serii Czytam sobie Dywizjonu 303 – i zdecydował się na czystą akcję, bez encyklopedycznych danych. Jurek nie ma czasu na prowadzenie opisowej narracji, skoro uczestniczy w burzliwych wydarzeniach. Tłumaczy, gdzie się znajduje i jaki jest kontekst historyczny – ale w „Orłach nad Londynem” przede wszystkim odwołuje się do zabaw małych chłopców – w bajki ze strzelankami i gry zręcznościowe wpisuje przeżycia bohatera w konfrontacji z Niemcami. Co pewien czas rozlega się alarm i wtedy pilot Jurek wsiada do samolotu i rusza z odsieczą kolegom. Opowiada o widoku z kabiny, o tym, jak w polu widzenia pojawia się samolot nieprzyjaciela. Rejestruje emocje, a i własne spostrzeżenia, pozwala sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy zestrzeli się wrogą maszynę i obserwuje katapultującego się pilota (bo śmierć nie należy do eksponowanych wątków). Zestrzelenie maszyny ma konsekwencje w oznaczaniu samolotu – ale nie zawsze działa się przecież w takich akcjach indywidualnie. Pilot Jurek przekonuje się również, jak to jest prowadzić samolotową bitwę wspólnie z kolegami z dywizjonu. Dowiaduje się czegoś o zaufaniu i wdzięczności – czy o wzajemnej pomocy. Czasami może ocalić przyjaciela, a czasami ktoś jemu pomoże wyjść cało z tarapatów. Wspólne działanie to gwarancja sukcesu – albo przynajmniej namiastka bezpieczeństwa.
Nie będzie zatem Wojciech Widłak opierać się na encyklopedycznych danych dotyczących Dywizjonu 303, za to umożliwi maluchom – zwłaszcza chłopcom – wczucie się w sytuację pilota wojennego. Trafi z rodzajem narracji w upodobania kilkulatków – unika tego, co nudne i odrzucające dzieci od czytania, zachęci do sprawdzenia codzienności w boju. Wybór Widłaka oznacza, że zainteresowani tematami batalistycznymi nie zauważą nawet ćwiczenia czytania. Autor przekonuje do tej opowieści, akcentuje prawdziwość postaw, nie musi wyjaśniać odbiorcom wprost, o co chodziło walczącym, ani – czym był Dywizjon 303. Jego opowieść zapadnie w pamięć. Podsuwa bowiem Widłak narrację, która wpasuje się w konwencję i wyobrażenia kilkulatków na temat powietrznych bitew. Sprawdzają się tu krótkie frazy, wybrzmiewają one naturalnie i w żadnym miejscu opowiastki nie widać szwów. A przecież Widłak – jak wszyscy autorzy cyklu – przestrzegać musi dość rygorystycznych zasad dotyczących obecności konkretnych głosek czy liczby wyrazów. Nie popełnia dyskwalifikujących tomik błędów (ale dziwi obecność angielskiej nazwy – jakoś udało się ją przemycić). „Orły nad Londynem” to historia bardzo dynamiczna i pełna sensacyjnych doznań zrozumiałych dla dzieci. Widłak pamięta o swoich odbiorcach, wie, jak zachęcić ich do czytania. Przy okazji realizuje przesłania edukacyjne, budzi zainteresowanie historią. Dzieci, które uczą się czytać, zetkną się tutaj z przekonującą opowieścią – to bez znaczenia, że z czasów i doświadczeń im nieznanych, Wojciech Widłak sprawdza się znakomicie.
Podobnie silne wrażenie jak tekst robią tu ilustracje Tomka Kozłowskiego – zwłaszcza groźne kształty samolotów wroga widziane przez pilota Jurka. Nie są to rysunki naiwne i optymistyczne, ale właśnie dzięki temu przykują spojrzenia dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz