Pascal, Bielsko-Biała 2018.
Oczekiwanie
Cechą charakterystyczną bożonarodzeniowych obyczajówek jest happy end niezależnie od rodzaju dramatów, jakie bohaterki przeżywają. Powtarzanie, że święta to czas magiczny i pełen spełniających się marzeń to obowiązkowy składnik narracji. Magdalena Majcher nawet nie próbuje udawać, że będzie uciekać od konwencji: serwuje odbiorczyniom dokładnie to, czego oczekują. Prowadzi historię, oceniając wybory życiowe kilku dorosłych kobiet, które muszą mierzyć się z atmosferą kompletnie nieprzystającą do stereotypowych grudniowych opowieści. Tu każda z bohaterek przeżywa inne dylematy i każda ma dość okołoświątecznej gorączki. Rodzinne spotkania kojarzą się raczej z rozdrapywanymi ranami i konfliktami niż z relaksem, a źle pojęta tradycja zmusza do harówki każdą panią domu, która ma poddać się krytycznym osądom ze strony krewnych. I w takich warunkach autorka żongluje kilkoma wyostrzonymi motywami. Jedna z bohaterek parę lat wcześniej straciła małe dziecko, druga właśnie poroniła, chociaż ciąża miała być dla niej szansą na stworzenie własnego domu. Kolejna z postaci boryka się z rozpadem idealnego związku, w który sama wierzyła. Nie wymyśla zatem autorka scenariuszy obcych literaturze dla kobiet, powiela znane schematy, jakby szukała najbardziej nośnych społecznie kwestii i przez dobór motywów próbowała zaangażować dużą liczbę odbiorczyń. Omawia i uczucia macierzyńskie, i relacje damsko-męskie, i obrazy funkcjonowania w społeczności. Dokłada do tego jeszcze zagrożenia “socjologiczne” - w tym lęk przed biedą w podeszłym wieku – i płynącą z tego bezradnością. Autorka wprowadza lekko komplikowaną sieć relacji między ludźmi, pokazuje stosunki panujące w rodzinie - między innymi różne rodzaje układów córek i matek lub teściowych i synowych, zdarzają się również zależności “poziome” (na przykład między kuzynkami) - i w nich uaktywniane kolejne frustracje. Powodów do zmartwień jest całkiem sporo, a w wymowie książki kontrastuje to z aurą Bożego Narodzenia. Święta funkcjonują tu jak drażniący refren, przymus szczęścia za wszelką cenę - a bohaterki wyczuwają bezbłędnie fałsz tak pojmowanej tradycji. Dla starszego pokolenia czasami bywa to jeszcze ważne - ale niektórzy też wybierają własne pomysły na spędzenie świąt i odrzucają terror przeszłości czy obyczajowości. O tym chce Magdalena Majcher przypominać, zachęcać do budowania własnych zwyczajów albo przynajmniej uciekać od niewygód. Próbuje przekazać odbiorczyniom, e powinny same decydować o tym, co robią - a nie podporządkowywać się niepisanym zasadom, które wprawiają je we frustrację.
Akcję umieszcza Magdalena Majcher w Katowicach i tym razem trochę zajmuje się topografią miasta. Wprawdzie bardzo naiwnie wypadają te wstawki, w których bohaterki tęsknią za śniegiem na święta - ale to znów bierze się ze ślepego realizowania konwencji. Nie jedyny to mankament, w którym przywiązanie do wygodnych kolein męczy - ale przecież czytelniczki “Cudu grudniowej nocy” nie oczekują wywrotowości, czekają właśnie na babską obyczajówkę. A Magdalena Majcher mogłaby wprawdzie trochę bardziej literacko prowadzić opowieść - ale nadrabia to rozwijaniem kilku scenariuszy, które splata ze sobą. “Cud grudniowej nocy” to powieść, która ma nakłonić czytelniczki do zastanowienia się nad sensem świąt i szczerości wobec bliskich. To jedna z tych publikacji, które w oczywisty sposób rynkowej wartości nabierają w czasie tuż przed Bożym Narodzeniem. Tylko wtedy problemy nie wydają się wydumane ani sztuczne, podobnie jak potrzeby emocjonalne postaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz