Albatros, Warszawa 2019.
Tajemnica morza
Kobiety świadczące usługi seksualne (ale i znacznie bardziej kojarzone z wyższymi sferami – szeroko pojęte “towarzyskie”) mają dość nudne życie. Nie są to prostytutki wystające na ulicach, wulgarne i wabiące klientów wątpliwymi wdziękami. Pozostają pod opieką szefowej, która dba o to, by nie brakowało im na co dzień niczego, by prezentowały dobre maniery i ogładę właściwą damie. Mogą snuć śmiałe plany dotyczące zamążpójścia - nauczyły się przecież wystarczającej ilości sztuczek, żeby omotać każdego upatrzonego mężczyznę. Mają dach nad głową i niemal luksusowe warunki pracy. Nie mogą narzekać. Wśród pań do towarzystwa jest Angelica, wyjątkowo inteligentna i sprytna kurtyzana. Ona nie boi się marzyć, a śmiałe pomysły niemal natychmiast wciela w życie. I dzięki temu nudzi się jeszcze mniej niż koleżanki. To Angelica postanawia podbić serce pana Hancocka. Ten mężczyzna nie wyróżniałby się z tłumu niczym. Ot, zwyczajny starszy pan, wdowiec, który czasami przypomina sobie dramat sprzed piętnastu lat – zdarza mu się myśleć o martwym chłopcu, synu, jakiego wydała na świat jego żona. Pan Hancock nie podejmuje zbędnego ryzyka, zachowuje nienaganne maniery i nigdy nikomu nie szkodzi. To nie bywalec domów uciech, więc na pierwszy rzut oka wydaje się, że Angelica nie będzie dla niego dobrą partią. Nawet fakt, że ona zainteresowałaby się panem Hancockiem budzi wątpliwości. Tyle że wszystko zmienia syrena. Przyjaciel pana Hancocka wyławia podczas dalekomorskiego rejsu taką istotę. Martwa i niewiarygodnie brzydka z ustami złożonymi jak do krzyku – osobliwy to prezent i sam pan Hancock na pewno nie wymyśliłby, do czego ma mu to służyć. Bohater nie docenia jednak ciekawości gawiedzi. Tłumy ludzi zapłacą każde pieniądze, byle tylko się rozerwać - a oglądanie dziwactwa mieści się w bezrefleksyjnym spędzaniu czasu. Szybko pan Hancock może się wzbogacić, a jako właściciel syreny definiuje się zupełnie inaczej niż samotny wdowiec. Zmienia się zatem układ sił - i to coś nie do przewidzenia. Pojawia się też pytanie, ile syren trafić może w ręce jednego człowieka.
“Syrena i pani Hancock” to długa powieść, która bardzo udanie imituje dziewiętnastowieczne narracje. Akcja rozgrywa się, żeby było ciekawiej, w wieku osiemnastym. Nie ma może zbyt rozbudowanej fabuły czy biegu wydarzeń, rozrasta się za to poziom emocji. Postacie wymyślane są w najdrobniejszych szczegółach, przekonujące w charakterach – i w konsekwencji także w reakcjach. Nawet jeśli stawiane są przed wyzwaniami z gatunku niezwykłych, absurdalnych albo niezbyt tendencyjnych wybierają drogę, która odbiorcom wyda się najbardziej w tym momencie uzasadniona. Ocena motywacji świadczy tu o dobrym wyczuciu autorki - świadomym układaniu powieściowego świata. W takim wypadku nawet przy absurdalnym katalizatorze akcji można ulec złudzeniu prawdziwości historii. W dodatku Imogen Hermes Gowar wcale nie musi podawać detali z kontekstu, wystarczy, że przyjrzy się dwóm otoczeniom, z jednej strony zainteresuje się panem Hancockiem, z drugiej – towarzystwem Angeliki. Dzięki tym cyklom tematycznym stworzy się niejako automatycznie opowieść z nieistniejącego tła. Jest w tej książce cały czas obecna ironia, gra z odbiorcami, którzy traktują powieściową rzeczywistość jak dowód klasycyzującej wyobraźni. Syrena jako wyzwalacz opowieści otwiera też pole szerokich interpretacji. Jednak w książce ważną rolę odgrywa rozrywka. “Syrena i pani Hancock” to historia oryginalna, jej atuty to pomysł i dobra realizacja - odejście od schematów dzisiejszych obyczajówek bez szarżowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz