Znak, Kraków 2019 (wydanie II).
Barwny reżyser
Może i Aleksandra Klich trochę łagodzi portret Kutza – w końcu nie chce odbiorców zrażać do i tak kontrowersyjnej postaci – a poza tym czuje do bohatera swojej opowieści dużą sympatię, chce, żeby ta udzieliła się odbiorcom. “Cały ten Kutz” to książka, która na rynek wraca w wersji uzupełnionej - już po śmierci reżysera. Mimo upływu lat nie starzeje się i w dalszym ciągu może na odbiorców silnie działać, a fanom (kinomanom) dostarczać szeregu wiadomości przypisowych na temat kolejnych filmów. Aleksandra Klich buduje reportażowy portret złożony z licznych wypowiedzi, komentarzy i wspomnień. Wszystko jest tu jednak z wyczuciem zgrane, nie ma wrażenia uciekania w cudze zapiski – za to autorka wie dobrze, jak sterować uczuciami czytelników i jak dokumentować spostrzeżenia. Zamienia opowieść w atrakcyjny reportaż, zestaw spotkań z aktorami (ale nie tylko). Kazimierz Kutz jest tu opisywany przez współpracowników, przyjaciół i tych, którzy w jakimś momencie zetknęli się z nim na tyle, by móc dorzucić coś do relacji. Dzięki temu autorka zyskuje zupełnie nową, szerszą perspektywę i wciąż dynamizuje narrację. Sięga po opinie między innymi Anny Dymnej, Olgierda Łukaszewicza czy Feliksa Netza – to oni w końcu uczestniczyli w kolejnych działaniach i mogą zapewnić czytelnikom wgląd w źródło pomysłów. A te bywają niebanalne bardzo często: fakt, że Klich zadbała o zachowanie licznych wydarzeń już na prawach anegdot bardzo ucieszy poszukiwaczy zakulisowych smaczków. W tej książce owych smaczków jest mnóstwo. A przy tym nie zamienia autorka książki w zbiór ciekawostek. Pozwala naprawdę dokładnie przyjrzeć się procesowi powstawania filmów - z uwzględnieniem pomysłu, rozwiązań w ujęciach kamery, specyfiki pracy z aktorami i wydobywania z nich potrzebnych emocji. Portretuje Klich Kutza, który nie chce podporządkowywać się odgórnym wymogom, wykracza poza schematy, ale i wymyśla sobie Śląsk zupełnie niezwykły, magiczny. Mitologizuje miejsce – i przekonuje do tego odbiorców.
Udało się autorce uchwycić naprawdę różne aspekty działalności Kutza, a przy okazji sprawdzić, jak odzwierciedla się Śląsk w jego pomysłach. Spomiędzy zachowań reżysera i prywatnych jego marzeń daje się wychwycić unikatowość tej postaci. Aleksandra Klich nie poprzestaje na ogólnikach, potrafi wydobywać konkrety z kolejnych opowieści. Rezygnuje z powtarzanych pustych słów, szuka smakowitych detali i wiele znajduje. Kazimierza Kutza nie zawsze przedstawia w pełnej krasie – bo choćby kwestia miłosnych podbojów (poza żonami) pozostaje w sferze tabu. I tak jest tu sporo o rodzinie – najpierw relacje z matką i bratem, potem odrobina komentarzy na temat dzieci. Kutz prywatnie wydaje się jednak mniej interesujący niż zawodowo. Dlatego Aleksandra Klich więcej miejsca poświęca na dopowiedzenia do filmów, Kutza przedstawia kolejnymi obrazami rozbieranymi na czynniki pierwsze. Tworzy dodatek kinomana, coś, co samo w sobie jest zachętą do oglądania filmów. Pod koniec tomu znajduje też autorka miejsce na mariaż Kutza z polityką: pokazuje, skąd w ogóle się tam wziął i jak wyglądała jego praca dla ludzi (stosunek do tych, którym pomagał, również stanowi ważne uzupełnienie portretu). Tu też wkracza na scenę Krystyna Klaczkowska, która mogłaby swojego szefa przedstawić dużo dokładniej - ale zachowuje lojalną powściągliwość. I tak jest co czytać.
Jest to publikacja sycąca. Widać, że nie została przygotowana w pośpiechu czy przypadkowo. Aleksandra Klich pokazuje, jak stworzyć quasi-reportażową biografię, która w dodatku dobrze ocala charakter tak barwnej postaci. Dobrze, że ta pozycja na rynek wraca (ale wydaje się, że śląskie wypowiedzi trzeba by jednak trochę poprawić).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz