Uroboros (Foksal), Warszawa 2019. (wznowienie)
Biegający trup
Marta Kisiel rozbawi największych ponuraków. W powieści “Nomen omen” wykorzystuje do tego celu mocno przechodzonego nieboszczyka, kilka czarownic, trochę sekretów z czasów wojny, ale też pewną lekko zwariowaną rodzinę i jedną papugę, miłośnika wafelków i herbatników. Kady śmieszyć będzie inaczej, a komizm zapewni płaszczyznę porozumienia z czytelnikami. Można nie lubić horrorów (z którego to gatunku wyłania się żywy trup), można nie lubić fantastyki i nawet gardzić mitologią, która owej fantastyce nadaje ton. Ale tu najbardziej liczy się płaszczyzna obyczajowa: do tego stopnia, że nikogo nie obejdą paranormalne wybryki, choćby i napędzały fabułę. Bo to jest tak: najpierw uwagę przyciąga Salka, dziewczyna zbyt wysoka, zbyt pulchna i zbyt trzeźwo myśląca, żeby zaintrygować jakiegoś ciekawego chłopaka. To znowu podkręca jej sarkazm. Salka doskonale radzi sobie w życiu, chociaż ma wyjątkowy talent do popełniania gaf i robienia sobie krzywdy, ewentualnie – stawania się pośmiewiskiem dla innych. Salka ma brata: Niedaś wprawdzie wydaje się obibokiem pierwszej klasy, a do tego niczym się nie przejmuje. Z każdych tarapatów wychodzi cało, ze względu na ogromny urok osobisty i dystans. Aż trudno uwierzyć, żeby ten sympatyczny i wesoły młodzieniec zaczął napadać na przypadkowe kobiety nocami. A takie atrakcje Marta Kisiel funduje bohaterom. W tej książce pojawia się zestaw indywidualności - i nawet staruszki-trojaczki (“siostry ksero”) stanowią tu silne charaktery. Matka Salki promuje rozbuchany erotyzm, dzielna Basia wzorowo realizuje porady z kursów samoobrony dla pań, a pewien Bartek klucza do pokonywania upiorów szuka w tekstach romantyków, jak na filologa przystało (jego profesor z kolei ma wyjątkowo skuteczną metodę poskramiania niesfornych studentów za pomocą poezji grafomańskiej). Jest jeszcze absolutny mistrz drugiego planu, Roy Keane, gadająca papuga. Marta Kisiel wprowadza tu całą gromadę bohaterów o wyrazistych osobowościach - każdy rozśmiesza czym innym, każdy budzi całą gamę uczuć w odbiorcach i naprawdę trudno jest wskazać jedna postać, która wypadałaby najlepiej (Roy Keane jest poza konkurencją). Akcja toczy się wartko i na początku wygląda jak zapożyczona z kryminału lub thrillera: w mieście grasuje ktoś, kto morduje dziewczyny z blond warkoczami. Salka ma poważny powód, żeby zaangażować się w wykrycie sprawcy. Ten kryminałothriller w pewnym momencie przechodzi przez powieść historyczną (rzecz dotyczy przodków Salki i Niedasia, ale też trupa, który zaczął znienacka biegać po mieście), aż po fantasy. Całe tło wypełnia z kolei obyczajowość - i to obyczajowość, która od pierwszego momentu wciąga. Kibicuje się Salce, Niedasiowi, starszym paniom... Rytm opowieści ani na chwilę nie słabnie. A przecież to wszystko w ramach akcji – Marta Kisiel ma w odwodzie również pełen dowcipów język narracji. Nawet nieistotne dla rozwoju tej historii sceny ozdabia szeregiem puent wysokiej klasy, sprawia, że czytelnicy mają więcej powodów do lektury niż tylko ciekawość dalszego ciągu wydarzeń. Autorka rozśmiesza niemal bez przerwy – jeden wyjątek robi dla zaprezentowania losów przesiedleńców. W wyjaśnieniach kierowanych do młodszego pokolenia odbiorców pojawia się sensowny - chociaż niepasujący do całości - wywód na temat związku człowieka z miejscem i wielkiej historii, która niszczy marzenia jednostek. Marta Kisiel chce, żeby czytelnicy pojęli los lwowiaków, wrocławian czy gdańszczan, żeby nie uogólniali w ocenach przeszłości. Dydaktyczny fragment, choć bardzo sugestywny, nie przekreśla doskonałej zabawy przy całej książce. Świetny jest “Nomen omen: i każdy, kto do tej publikacji dotrze, będzie chciał już zawsze sprawdzać, co Marta Kisiel ma do zaoferowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz