sobota, 19 stycznia 2019

Jean Roba: Ptyś i Bill. Śmiech to zdrowie

Egmont, Warszawa 2018.

Radość rodziny

To kolejny komiks, który może zawojować różne grupy odbiorców. W “Ptysiu i Billu. Śmiech to zdrowie” pojawia się bowiem tak charakterystyczny ponadczasowy dowcip. To pełnostronicowe scenki z życia niewielkiej rodziny. Są tu mama i tata (co zbliża cykl bardziej do Calvina i Hobbesa niż do Fistaszków), kilkuletni chłopiec - Ptyś oraz jego spaniel, inteligentny nad miarę Bill. Towarzystwo uzupełnia żółwica Karolina, która może pojawia się niezbyt dynamicznie, ale wnosi sporo do relacji i do wiedzy bohaterów. Czasami wpadnie dzieciak z sąsiedztwa, pojawi się anonimowa postać z tła - strażak, rabuś albo szef ojca – czy w ogóle przypadkowy przechodzień - ale to tylko goście w stałym sielankowym świecie. Ptyś i Bill to seria, która ma trochę punktów wspólnych z Sisters (powstała w latach 90. i teraz jest przypominana, jednak komu przypadł do gustu duet Wendy i Marine, ten może sięgnąć też po Ptysia i Billa), sporo – z Calvinem. Jednak Jean Roba prezentuje trochę mniejsze wyczucie dowcipu uniwersalnego, częściej schodzi na oczywistości w puentach albo stosuje żarty sytuacyjne, najwłaściwsze dla młodych odbiorców. Trzeba mu jednak przyznać, że bardzo pilnuje obecności dowcipu – stara się, by każda opowiastka rozwinęła się w przynajmniej trochę dla czytelników zaskakującym kierunku, a kiedy nie uda mu się przy tym trafić na puentę-olśnienie, decyduje się na śmiech z puszki, to znaczy pokazuje, jak sytuacją ubawili się sami bohaterowie. W końcu “Śmiech to zdrowie” i trochę rozrywki nikomu nie zaszkodzi.

Ptyś i Bill są beztroscy i działają bez zastanowienia. Pomagają sobie wzajemnie i rozumieją swoje potrzeby. Mają swój - wspólny - świat, budują go konsekwentnie, chociaż Bill nie został wzorowany na Snoopym i nie przejawia ludzkiego myślenia (przeważnie). To pies typowy w zachowaniach – marzy o kościach, aportuje i jak tylko może - unika kąpieli. Jeśli przypadkiem wpadnie w filozoficzny nastrój albo zacznie prezentować ciosy karate – to wyłącznie dla przełamania rutyny, odejścia od jednostajnej codzienności. Wydaje się, e częściej inicjatorem szalonych zabaw jest jednak Ptyś - to on wprowadza w czyn beztroskie pomysły, a ma ich wiele. A ponieważ bajka dotyczy bardzo wąskiego grona bohaterów - tata i mama Ptysia biorą czynny udział w akcji. Zwykle padają ofiarami żartów albo wpadają we własne “pułapki”, jednak nie ma tu miejsca na krzywdę - wszystko opiera się na śmiechu dobrodusznym, na żartobliwym komizmie, lekkim i ponadczasowym. Dla autora powodem do śmiechu jest obyczajowość, zwykłe wydarzenia – przygody w szkole i na podwórku, w pracy i w domu. Radość płynąca z bycia razem przekształca się tu w kolejne sympatyczne wybryki. Domownicy się lubią, nie ma między nimi większych sporów. W takich warunkach śmiech przychodzi właściwie sam.

Czasami przydałyby się trochę lepsze przekłady (jak choćby w jednokadrowej grze półsłówek - ale Michał Rusinek Fistaszkami wniósł sztukę translatorską w zakresie komizmu na poziom właściwie nieosiągalny innym tłumaczom - pozostaje więc się cieszyć tym, co jest). “Śmiech to zdrowie” to publikacja, która fanów humorystycznych komiksów może przyjemnie zaskoczyć, a dzieciom dostarczy rozrywki na wysokim poziomie. Ten tomik, zbierający kilka zeszytów, budzi zainteresowanie serią - Ptyś i Bill stają się kolejną parą bohaterów idealną na smutki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz