Egmont, Warszawa 2018.
Na skoczniach
Jarosław Kaczmarek reklamuje się jako zawodowy opowiadacz historii. Do serii, którą w wydawnictwie Egmont zapoczątkowała Yvette Żółtowska-Darska, wprowadza kolejne sportowe książki, przybliżające najmłodszym zasady, ale i uroki różnych dyscyplin. Po piłce nożnej przychodzi czas na... skoki narciarskie. “Skoczkowie. Tajemnice mistrzów” to propozycja w sam raz na zimę dla tych wszystkich kilkulatków, które zamierzają z ojcami kibicować Kamilowi Stochowi i spółce. A ponieważ owocem małyszomanii okazała się całkiem niezła drużyna - ma Kaczmarek o kim opowiadać.
Jednak większości nazwisk ze skoczni w tomie się nie znajdzie, bo autor nie zamierza przygotowywać przeglądu sylwetek skoczków z różnych krajów. Zaczyna – co w pełni zrozumiałe - od polskich mistrzów. Wie doskonale, że dzieci najbardziej zaintrygują ci bohaterowie, o których słychać na co dzień w wiadomościach sportowych, dlatego też książkę otwiera prezentacja Kamila Stocha. Dalej pojawia się Adam Małysz, Wojciech Fortuna i Stanisław Marusarz. Ale Kaczmarek nie podąża biograficznym tropem, za każdym razem próbuje wydobyć z życiorysu skoczka coś oryginalnego, co pozwoli wysnuć wnioski na temat sportu ogólnie - albo przygotować maluchy na dalsze opowieści historyczne czy wychowawcze. Przy Stochu zajmuje się wpływem wysokości na wydolność organizmu, tłumaczy, dlaczego trenujący wyżej osiągają lepsze wyniki. Przy Małyszu to kwestia diety i sposobów na zaskakiwanie przeciwników, swoisty “wyścig zbrojeń”, z którego często kibice nawet nie zdają sobie sprawy. W przypadku Marusarza nawiązuje autor do bolesnej przeszłości, do drugiej wojny światowej i skoku “o życie”, urozmaicając mocno sportową relację. W drugiej części tomu zajmuje się już pojedynczymi skoczkami, reprezentantami różnych krajów - i tutaj już bardziej przedstawia ich biografie, ze szczególnym uwzględnieniem dzieciństwa albo momentów, w których liczy się charakter. Ostatnim etapem lektury staje się fachowe przygotowanie do kibicowania: autor uczy, jakie znaczenie mają warunki atmosferyczne podczas skoku, jak punktacja wpływa na wynik, jakie turnieje można oglądać w poszczególnych miesiącach. Na koniec zastanawia się przez moment nad specyfiką skoków narciarskich w przyszłości.
Do opowieści dołączane są przeróżne infografiki i ilustracje z podpisami: można tu znaleźć między innymi elementy wyposażenia skoczka, informacje o tym, jak wyglądają poszczególne skocznie, skok rozpisany na etapy, zmiany stylu w skokach narciarskich, bicie kolejnych rekordów... autor przygląda się temu wszystkiemu, co dla dzieci jeszcze nie musi być oczywiste, a przyda się przy oglądaniu zawodów - i ułatwi kibicowanie. Daje maluchom solidne podstawy do zrozumienia tej dyscypliny sportu, rozwieje wątpliwości i podsunie też swoiste przypisy do własnej narracji. Jarosław Kaczmarek ekscytuje się skokami – nie wiadomo, czy tylko na użytek tej opowieści, czy w ogóle - chce, żeby entuzjazm udzielał się również dzieciom. Stąd biorą się przeróżne onomatopeje i wykrzyknienia (hooop na oznaczenie skoku), stąd wpadanie w tony sprawozdawcy sportowego przy relacjonowaniu historycznych skoków. Czasami jednak autor przypomina sobie też o pedagogicznej stronie opowieści: wtedy próbuje przekazać małym odbiorcom wiedzę spoza skoków. Prezentuje na przykład mit o Dedalu i Ikarze, wprowadza drobne pouczenia w zakresie zachowania, pyta, czy odbiorcy woleliby spędzić dzieciństwo na graniu na komputerze, czy na ciężkich często treningach, wylicza, jakie cechy trzeba mieć, żeby odnieść sukces na miarę Stocha. Proponuje dzieciom książkę sportową, ale też ważną z wychowawczego punktu widzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz