piątek, 7 grudnia 2018

Dorota Gąsiorowska: Karminowe serce

Między Słowami, Kraków 2018.
Przytulnia

Na wszystkie dramaty jest recepta: prosta i szczera rozmowa. Laura w ten sposób każdego przekona do zmiany decyzji: matkę, która porzuciła syna tuż po urodzeniu go i nie wracała do swojej rodziny kobietę, która nie chce ułożyć sobie życia z ukochanym, bo boi się o niepełnosprawnego syna... gdzie tylko pojawi się problem, tam Laura wtrąca swoje trzy grosze. Rozwiązuje kłopoty innych, żeby nie zajmować się własnymi. Uciekła od złej przeszłości: męża, który się nad nią znęcał i strasznych wspomnień. Buduje życie w nowym miejscu, pod Krakowem. Tu centrum życia staje się rodzinna fabryczka czekolady. To miejsce-symbol, sugeruje pokrzepienie i ciepło. Tego Dorota Gąsiorowska chce dostarczać - i dostarcza w nadmiarze. Wykorzystuje niemal wszystkie schematy z obyczajówek dla pań.

“Karminowe serce” to powieść realizowana wyłącznie znane scenariusze w bardzo baśniowy sposób. Laura opuszcza wielkie miasto, żeby zaszyć się na odludziu, zwalnia tempo życia i poznaje wielu przyjaciół. Pomaga innym, daje dużo od siebie, przygarnia bezdomną kotkę, bawi się z niepełnosprawnym chłopcem. Staje się niezastąpiona. Oczywiście, ponieważ nie szuka miłości, ma aż zbyt wielu adoratorów: chętnych na związek mężczyzn musi wręcz od siebie odpędzać. Wiadomo, że romans w końcu się przydarzy, ale w kandydatach można przebierać. Wokół mnóstwo jest problemów - i sercowych, i wychowawczych, nowe przyjaciółki Laury borykają się z licznymi zmartwieniami, a kobieta chętnie wtrąca się w życie innych i nawet nieproszona udziela rad. Tu po raz kolejny ujawnia się naiwność autorki, która najwyraźniej uważa, że wystarczy powiedzieć, jak być powinno, żeby wszyscy automatycznie przeskoczyli na odpowiednie tory działania. Żadnych dylematów, żadnych komplikacji w realizacji planów. Niby czytelniczki chcą świata idealnego, ale pytanie, czy aż tak: tu w pewnym momencie zaczyna męczyć przewidywalność i usuwanie postaciom kłód spod nóg jeszcze zanim zaczną na dobre walczyć. Wiadomo, jak skończy się każdy z wątków - i to już wtedy, kiedy autorka go zaczyna.

W samych opisach Dorota Gąsiorowska chce zbliżać się do wielkiej literatury – szuka możliwości przedstawiania licznych szczegółów, przesyca prozę uczuciowością i emocjami. Ale im bardziej dopieszcza detale, tym gorzej wypada w redundancji, gdy powtarza – tylko nazywając - intencje postaci przedstawiane wcześniej w bezpośrednich wypowiedziach. Trudno wytrzymać traktowanie czytelniczek jak niezbyt inteligentnych - jeśli bohaterka przyznaje się do niezdecydowania, po co w komentarzu dodawać, że się waha? To zabieg, który bardzo osłabia tekst i podkreśla infantylność relacji. Dorota Gąsiorowska wiele tu traci i psuje efekt prozy. Proponuje odbiorczyniom obyczajówkę, w której dzieje się wiele – ale zawsze zgodnie z oczekiwaniami i konwencjami. Nigdy autorka nie próbuje zaskoczyć, nie chce rozwiązań odważnych albo choć trochę smutnych. Tu marzenia muszą się spełniać, i to niemal od razu. Pokrzepienie odbiorczyń doprowadzone na skraj absurdu wcale tak dobrze się nie sprawdzi. Co bardziej wymagające czytelniczki zniechęcą się w pewnym momencie do czytania, a przecież Gąsiorowska buduje tu obszerną i całkiem obiecującą powieść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz