Iskry, Warszawa 2018.
Bez lekcji życia
Lech M. Nijakowski sięga po ważny temat i realizuje go w oderwaniu od emocjonalnych ocen. Inaczej nie miałby właściwie szans na zrelacjonowanie historii ludobójstwa. Wyłącznie dystans i chłód badacza umożliwiają mu zatrzymanie się nad zagadnieniem – tom “Ludobójstwo. Historia i socjologia ludzkiej destrukcyjności” to publikacja potrzebna, mimo że dla wielu odbiorców raczej trudna. Nijakowski najpierw przygląda się definicji ludobójstwa, wyjaśnia, dlaczego nie jest to termin tożsamy na przykład z pojęciem czystki etnicznej. Świadomy postaw, które utrudniać będą obiektywną ocenę, przytacza teorie i odkrycia związane z badaniem ludobójstwa, zmiany w prawie, ale i wydarzenia historyczne, które prowadziły do takich przekształceń. Opowiada o prawie humanitarnym i o procesach największych zbrodniarzy – w charakterze wstępu do książki. W zasadzie takie wprowadzenie jest niezbędne jako przygotowanie do lektury. Podchodzi autor do tematu starannie, zapewnia odbiorcom podstawy do śledzenia informacji. Oczywiście musi wybrać kilka charakterystycznych przykładów z różnych kultur, być momentami jednocześnie etnografem, historykiem i socjologiem. Nie będzie przesadnie rozbudowywać kontekstu, zależy mu bardziej na tym, żeby czytelnicy pojęli zasadę uznawania masowej zbrodni za ludobójstwo. Spojrzenie w odległą przeszłość umożliwia dokonywanie porównań - okazuje się, że nawet jeśli mowa o jednym zjawisku, na przestrzeni dziejów i w różnych miejscach globu przyjmuje ono różne oblicza. Lech M. Nijakowski świetnie wie, że zachowanie pamięci o tragediach na wielką skalę nie wyklucza wystąpienia podobnych działań w przyszłości: historia nie rozwija się linearnie, ale też nie zapewnia lekcji postępowania. Wystąpienia przeciwko całym grupom etnicznym będą się zdarzać, tu nie pomoże nawet rosnąca świadomość społeczeństw. Autor układa chronologicznie kolejne przypadki ludobójstwa i w każdym następnym przykładzie stara się przedstawiać inne – dodatkowe – mechanizmy. Czasem wprowadza charakterystyczne narzędzia do zadawania śmierci, innym razem skupi się na wskazywaniu motywów (politycznych, narodowościowych). Ludobójstwo przybiera różne oblicza i strategia Nijakowskiego rzeczywiście pomaga w zorientowaniu się w temacie. Kiedy już autor zakończy przegląd konkretnych przypadków (których nie traktuje szablonowo), zajmie się samym mechanizmem istnienia ludobójstwa. Tu odpowiada na najtrudniejsze pytania – jak, dlaczego, co jest normą i zrozumiałym wyborem, a co przekształca się w zbrodnię. Wreszcie odnosi się do zagadnienia pamięci narodowej: mówienie o ludobójstwie to spore wyzwanie dla dyplomacji czy dla polityki międzynarodowej - z jednej strony informowanie o przeszłości utrudniać może porozumienie między zwaśnionymi dawniej grupami, z drugiej – bliscy ofiar zwykle domagają się upamiętnienia zbrodni, potrzebują wracania do strasznej przeszłości.
“Ludobójstwo” przez to, że jest książką pozbawioną emocji, wydaje się też automatycznie publikacją bardziej skondensowaną. Autor nie traci czasu na argumentowanie racji którejkolwiek ze stron konfliktu, omija też kwestie etyczne. Zajmuje się faktami, tym, co można zmierzyć i sprawdzić. Nie oznacza to, że jest bezlitosny dla ofiar: zachowuje po prostu dystans potrzebny w badaniach. Dba o to, żeby jego dyskurs był zrozumiały dla odbiorców: na dyskusje nad moralnością i potencjałem ludzkości nie ma tu miejsca. Nijakowski odrzuca filozofowanie i jałowe rozważania, odnosi się do tego, co już znane, poznane i niebudzące wątpliwości. Zajmuje czytelników zestawem faktów nie interpretacjami. “Ludobójstwo” trudno uznać za książkę krzepiącą: jednak zgromadzenie w jednym miejscu zestawu wstrząsających świadectw ludzkiej destrukcyjności będzie pouczające. Suchy styl i rezygnacja ze współczucia to w tym wypadku najlepsze rozwiązanie. Lech M. Nijakowski proponuje odbiorcom przegląd wydarzeń, z których każde byłoby materiałem na co najmniej kilka książek. Dlatego też tak dobrze sprawdza się przyjęta przez niego strategia narracyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz