sobota, 4 sierpnia 2018

Manula Kalicka: Wszystkie kochanki naszego taty

Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

Rodzinne układanki

Kiedy Manula Kalicka wydała książkę „Tata, one i ja”, zrobiło się o niej na rynku wydawniczym głośno, ale później już żadna powieść nie wywołała takiego echa. Teraz autorka zajmuje się raczej innymi twórcami: prowadzi agencję literacką i niekoniecznie chce robić konkurencję swoim podopiecznym. Jednak na księgarskie lady co pewien czas wraca – zwykle dzięki tamtej, wyjątkowo udanej historii w kolejnych wznowieniach. „Wszystkie kochanki naszego taty” to znowu „Tata, one i ja”, tyle tylko, że odrobinę przystosowane do obecnych realiów. Fankom żal, nowe czytelniczki będą pewnie czekać na inne historie. Wszyscy się pośmieją – z odejścia od rutyny, z ironii i rozwiązań mocno nietypowych jak na obyczajówki.

Opowieść prowadzi szesnastoletnia Karolina, co jest raczej nietypowe jak na literaturę dla pań, ale w końcu nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni Manula Kalicka odrzuca myślowe kolejny. Karolina jest bystra, pozbawiona sentymentów i złośliwa, a pozycja nastolatki pozwala jej na popełnianie zabawnych błędów. Poczucie humoru w wyostrzonej formie jest tej bohaterce niezbędne do wytrzymania tego wszystkiego, co fundują dorośli. W dodatku Karolina musi być też wsparciem dla sześcioletniej siostry, Pauli. Zaczyna się od trzęsienia ziemi: mama wyjeżdża z narzeczonym do Afryki. Ojciec, rockowy muzyk, niespecjalnie nadaje się do prowadzenia domu i opieki nad dziećmi, ale wszystko udaje się w miarę sprawnie zorganizować. Problemem zostają kolejne partnerki kochliwego tatusia: niezbyt inteligentne, niezbyt rozgarnięte, stanowiące wręcz własne karykatury. Każda z kobiet przewijających się przez ten dom ma cechy, które ją dyskwalifikują, najpierw w oczach dziewczyn. Tata orientuje się w sytuacji znacznie później. Używa sobie Manula Kalicka na tych portretach, wyzłośliwia się chętnie. Śmieje się z kolejnych podrywek, ale buduje też całkiem krzepiący obraz rodziny z mało odpowiedzialnym ojcem, jego postępową byłą teściową (to babcia Fredka spieszy z pomocą, kiedy trzeba, a jej wybranek Artur tonuje nastroje i jest głosem rozsądku), z dziećmi, które nie rozpaczają, a bardzo rozsądnie podchodzą do spraw dorosłych – i z całą masą ludzi przewijających się przez dom. Tu nikt nie zostanie bez pomocy, chyba że akurat intryga ma prowadzić do komicznej bezradności tatusia. W pewnym momencie Kalickiej niestety zaczyna brakować konceptu – posiłkuje się wówczas, zupełnie niepotrzebnie, puentami z powszechnie znanych dowcipów albo anegdot. Niby tłumaczy to rodzinnym zamiłowaniem do anegdot, ale lepiej by było, gdyby bohaterowie nie przedstawiali cudzych puent jako swoich odkryć – a przynajmniej nie jako jedyną wartość rozmowy.

Bez względu na to wszystko czyta się tom „Wszystkie kochanki naszego taty” z dużą przyjemnością. Autorka odrzuca banalne fabułki, stawia bohaterów przed dziwnymi problemami i sprawdza, jak sobie poradzą, a także – kto jako pierwszy udowodni swoją dojrzałość. Bez sentymentów i wzruszeń, bez analizowania emocji – szybko, trafnie i złośliwie toczy się ta historia. Dlatego też chciałoby się, żeby czasami Manula Kalicka przypomniała o sobie nie wznowieniem a nową powieścią. Na razie zaprasza do domu, w którym nic nie dzieje się na poważnie, a w patchworkowej rzeczywistości bohaterowie bez trudu się odnajdują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz