czwartek, 2 sierpnia 2018

Andy Griffiths: 91-piętrowy domek na drzewie

Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.

Poszukiwania

Wiadomo, że jeśli istnieje gdzieś bardzo niebezpieczny guzik, którego pod żadnym pozorem nie należy wciskać (bo konsekwencją będzie szereg straszliwych katastrof), to Andy i Terry z domku na drzewie przynajmniej rozważą wciśnięcie. Wiadomo też, że jeśli pojawi się pan Nochal, wydawca (a zawsze się pojawia), to zażąda nowej książki natychmiast. Ale tego, co rozpoczyna fabułę „91-piętrowego domku na drzewie” (z każdym tomem przybywa 13 pięter) nikt nie przewidzi. Oto pan Nochal oddaje dwóm niesfornym twórcom pod opiekę swoje wnuki – sześcioletnie bliźniaki i dzidziusia. Maluchy rozbiegają się po domku (w którym nie brakuje sali do żonglowania piłami łańcuchowymi czy oczka z wygłodniałymi rekinami i… sieją spustoszenie.

Nie zabraknie tu wynalazków (bagietka podwodna, samonadymające się majtki ratunkowe), które świadczą o dziecięcej wprost wyobraźni autorów i doskonałym zrozumieniu mechanizmów, które bawią najmłodszych. Andy Griffiths i Terry Denton stawiają na absurdy, śmiech, który czasem jest rubaszny i nie trafiłby do innych niż literatura rozrywkowa dla mas publikacji. Ale uruchamianie zakazanych jeszcze dwie dekady temu w twórczości dla dzieci motywów gwarantuje olbrzymie zainteresowanie maluchów i traktowanie powieści komiksowej jako źródła rozrywki. Andy i Terry nie mają zamiaru nikogo i niczego uczyć, chcą tylko dobrej zabawy. Nie wywyższają się nad swoich odbiorców, sugerują czasem nawet, że są mniej od nich sprytni, a bardziej infantylni. Tak przykuwają uwagę – mocno wyróżniają się na rynku wydawniczym, nawet teraz, gdy powieści komiksowych jest sporo. Proponują prostą rozrywkę, ale jednocześnie coś, czego do tej pory w książkach nie było. Włączają do fabuły motywy znane raczej z pomysłów na nudnych lekcjach: nonsensy są tu na porządku dziennym, a im bardziej nieprawdopodobna akcja, tym lepiej.

Oryginalność pojawia się również w formie. Powieść komiksowa święci triumfy, ale tu nikt nie troszczy się o staranność wykonania: ilustracje przypominają gryzmoły i czasami trzeba się uważnie wpatrywać, żeby odkryć wszystkie niespodzianki. Do tego kiedy bohaterowie przemierzają większe odległości, ich droga zostaje rozłożona na wiele stron o podobnej zawartości. Takie działania odrywają od standardowych sposobów prowadzenia historii. Ważną rolę – jak rzadko w serii – odgrywa tu intertekst. Andy i Terry bawią się nawiązaniami literackimi. Do tego dochodzi pobyt na bezludnej wyspie czy grafik opieki nad dziećmi, pomysły, które same w sobie są komiczne. Andy i Terry sami wywołują masę kłopotów, które potem naprawiają z lepszym lub gorszym skutkiem. Tym razem trafiają na godnych siebie przeciwników. Motyw opieki nad dziećmi zwykle stwarza liczne możliwości rozśmieszania czytelników. Tu prowokuje również ekstremalne przygody i doświadczenia rodem z fantazji. Autorzy zaczynają też eksperymentować z formą – pokazują, jak różne możliwości narracyjne dadzą im zmieniające się wcielenia. Jak zwykle nie można się w domku na drzewie nudzić, to lektura w sam raz dla wszystkich, którzy nie lubią czytania i nie dają się przekonać do książek jako takich. Andy Griffiths i Terry Denton wiedzą doskonale, jak przekonać do siebie maluchy. A to oznacza, że już wkrótce rozbudują się o kolejne 13 pięter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz