wtorek, 7 sierpnia 2018

A. G. Howard: Alyssa i czary

Foksal, Warszawa 2018.

Powrót do magii

Alyssa, obecnie nastolatka, która słyszy mowę roślin i kwiatów, jest córką Alison, przebywającej aktualnie w szpitalu psychiatrycnym bez większych szans na wolność. Alicia, matka Alison, twierdziła, że baśniowe istoty rozmawiają z nią w snach. Pewnej nocy wyskoczyła przez okno i skręciła sobie kark. Prapraprababka Alyssy to Alice, postać, która zainspirowała Lewisa Carrolla do stworzenia przygód “Alicji w Krainie Czarów”. Alice przeżyła pobyt wśród przyjaciół Białego Królika, wróciła do normalności i założyła rodzinę. Ale od tej pory wszystkie jej potomkinie okazywały się - w oczach społeczeństwa - obłąkane. To jak klątwa, którą przerwać może tylko wybranie się do Krainy Czarów. Alyssa nie ma ochoty tego robić: nauczyła się walczyć z głosami owadów: zabija insekty i wykorzystuje w pracach plastycznych, dzięki temu nie musi zwracać uwagi na to, co mówią. Ale jej matka jest w niebezpieczeństwie. Tego już nie można pozostawić zwykłemu biegowi rzeczy. Alyssa podejmuje się niebezpiecznej misji. Na szczęście u jej boku dzielnie trwa Jeb, przyjaciel i superprzystojny instruktor jazdy na deskorolce. Jeb nie przejmuje się magią, twardo stąpa po ziemi, a do tego jest w Alyssie zakochany, a to da mu wystarczającą siłę, żeby stawić czoła najróżniejszym wyzwaniom. Siła zresztą się przyda, bo Alyssa okazuje się w Krainie Czarów łakomym kąskiem, każdy chce ją wykorzystać do własnych celów, nie bacząc na to, że dziewczyna przybyła tu z określonym zadaniem.

A. G. Howard wynaturza Krainę Czarów tak, żeby nic nie wydało się tu przyjazne czy infantylne, każda postać znana z powieści Carrolla (i kilka dodatkowych) stanowi zagrożenie, którego nie wolno zlekceważyć. Kto wkracza do strefy mroku, musi zapomnieć o ludzkich odruchach i bezinteresownej pomocy. Ponieważ stawka jest niezwykle wysoka, wyzwanie też musi być ogromne. Alyssa przemierza Krainę Czarów i stara się zbytnio w nią nie angażować, zachowuje dystans – inaczej niż pierwsza Alice, nie przeżywa a tak bardzo spotkań z baśniowymi istotami. Nie jest jej to do niczego potrzebne: ma swój świat, o który potrzebuje zawalczyć, a i swoje całkiem poważne zmartwienia. Autorka większy nacisk kładzie na budowanie klimatu grozy i na rozwój uczuć między Alyssą i Jebem niż na uwiarygodnienie zapożyczonej przestrzeni.

Tworzy Howard historię zainspirowaną klasyką literatury, ale przez to też sprawiającą wrażenie wtórnej, jakby nie była autorka w stanie wymyślić własnego świata i musiała podpierać się intertekstem. Nie ma dla czytelników nic poza oczywistymi kierunkami rozwoju fabuły i klimatem grozy, również zaczerpniętym z popkulturowych dokonań. Ale z realizacją pomysłu radzi sobie całkiem nieźle. I za sposób prowadzenia narracji czytelniczki mogą ją docenić. Siłą książki “Alyssa i czary” jest właśnie sposób prowadzenia opowieści, nie tyle samo jej obmyślenie, a realizacja. A. G. Howard buduje relację świadoma wrażenia, jakie może na czytelniczkach wywołać. Eksponuje te elementy fabuły, które pasują do wymogów literatury pop, nie do baśni. Na szczęście dobrze też uzasadnia korzystanie z Krainy Czarów, znajduje powód, dla którego tam wraca. Nie psuje wizji Krainy Czarów, proponuje własną - oddaloną o pokolenia i karykaturalną.

“Alyssa i czary” to książka w stylu, jakiego można by się spodziewać po kursach kreatywnego pisania: widać, czym autorka chce robić wrażenie na odbiorczyniach, gdzie wstawia emocjonujące sceny z konieczności, żeby zrealizować zasady konstrukcyjne. Karmi czytelniczki również wizją wsparcia ze strony bliskich, udowadnia, że więzi rodzinne mają znaczenie, podobnie jak prawdziwa miłość - ale już w tym ostatnim przypadku mowy nie ma o zaskoczeniu czy wychodzeniu poza standardy z literatury młodzieżowej i powieści pop.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz