PWN, Warszawa 2018.
Poza kanonem
Nic nowego o chuliganach i bikiniarzach Piotr Ambroziewicz powiedzieć nie może, toteż i zatrzymuje się na referowaniu zjawisk charakterystycznych dla PRL-u, dla wygody ograniczając się do dekady, w której dał się zaobserwować największy rozkwit społecznego odchodzenia od konwenansów. „Złote lata polskiej chuliganerii 1950–1960” to książka, która po prostu gromadzi materiały dotyczące młodych ludzi schodzących na złą drogę – a pośrednio też tych, którzy ośmieszali się, piętnując chuliganerię w prasie lub sądowych protokołach. Jest to kolejna w serii pozycja dotycząca wybranego aspektu codzienności w PRL-u, całkiem ciekawa przede wszystkim ze względu na oryginalny temat. Bo Piotr Ambroziewicz nie ma ani ochoty na gawędziarskie i anegdotyczne opowieści, ani zapędów pisarskich, żeby odkrycia ubierać w zgrabne narracje. Śledzi materiały źródłowe i co smakowitsze a bardzo obszerne fragmenty przytacza czytelnikom w niezmienionej formie (zaznacza, że nawet ortografię i interpunkcję pozostawia bez zmian – bo i one świadczyć mogą o twórcy relacji). Dba o koloryt lokalny – sylwetka chuligana potrzebuje odpowiedniej oprawy, działać może tylko przy odwzorowywaniu rzeczywistości PRL-u. Co ciekawe, Ambroziewicz czasami odwołuje się do filmów, w których chuligani się przewijali jako temat – i odczytuje je kompletnie inaczej niż odbiorcy (przykład: „Ewa chce spać”). Dba o to, żeby czytelnicy przypadkiem nie poczuli sympatii do tej grupy społecznej. Nie zajmuje się choćby satyrycznym portretem chuligana (a temat był w swoim czasie nośny i powtarzał się u wielu twórców, także tych z górnej półki), w zasadzie z literatów najbardziej przekonuje go jako dostarczyciel informacji – Leopold Tyrmand. To pewne pójście na skróty, posłużenie się wygodnym schematem.
Skupia się Piotr Ambroziewicz na tym, po czym rozpoznać można chuligana: rejestruje elementy ubioru oraz charakterystyczne zachowania, pokazuje konflikt z władzą i społeczeństwem. Ale sprawdza też, jak obraz chuligana funkcjonował w prasie – w reportażach i artykułach zaangażowanych politycznie. Tutaj nie chodzi o czysto rodzajowe obrazki, a o wywołanie pewnego konkretnego efektu wśród czytelników. Zestawia autor co bardziej egzotyczne opisy, żeby trochę popastwić się nad ideologicznie zaprogramowanymi dziennikarzami – inne fragmenty służą mu do analizowania rzeczywistości. Odnotowuje poszczególne zachowania świadczące o zejściu na stronę chuligaństwa, ale też próby „ratowania” młodzieży przed niewłaściwymi wyborami – trzeba przyznać, że alternatywy są o wiele mniej barwne. Wizerunek chuligana jest tu mozaikowy, składany z kolejnych obficie cytowanych artykułów i książek – Ambroziewicz nie może przecież dotrzeć do przedstawicieli środowiska (a zresztą styl prowadzonej narracji na to mu nie pozwala), czerpie więc wiadomości z gotowych tekstów i nawet zbyt dużo własnych opracowań nie przedstawia. Cechą charakterystyczną tego tomu są całe bloki cytatów i powielane w nich dość stereotypowe portrety. Obowiązkowe narzekanie na „tę dzisiejszą młodzież” brzmi w tomie zadziwiająco aktualnie, a sami chuligani mogą być nawet darzeni pewnym sentymentem. Jest to publikacja ładnie gromadząca wiadomości z dawnych lat, porządkująca wiedzę na temat społecznego zjawiska. Wpisuje się w modę tomów przybliżających codzienność PRL-u, a odwołuje się do pojedynczego tematu – dzięki temu autor może dość obszernie zrelacjonować sytuację chuliganerii w jej „złotych latach”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz