Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.
Ratunek
Ta książka jest niewielka i największą korzyść terapeutyczną przynosi samej autorce: Katarzyna T. Nowak musi uwierzyć na nowo we własne pisanie, przekuć doświadczenie z odwyku na tekst, żeby spróbować pomóc innym i pójść dalej. To bariera, którą trzeba przekroczyć, żeby móc skupić się na budowaniu opowieści oderwanych od autobiografii. A Nowak wiele razy podkreśla, jak ważne jest dla niej pisanie. Tę umiejętność próbuje odzyskać i dlatego decyduje się na ekstremalny krok: roczne odcięcie się od świata. Tyle że w ośrodku odwykowym nie wolno jej prowadzić notatek, rejestrować rozmów z innymi pacjentami ani w żaden sposób gromadzić materiałów do publikacji. Skazana jest jedynie na ulotną pamięć i wrażenia – a te najlepiej smakowałyby spisywane na bieżąco, w formie dziennika. W „Kronice powrotu” autorka może tylko odtwarzać przeszłość, co tłumaczy i lakoniczność publikacji, i brak konkretów.
Jak każdy uzależniony, Katarzyna T. Nowak nie przyjmuje do wiadomości swojego uzależnienia. Wie, że nie da rady zasnąć bez chemicznych wspomagaczy, ale chciałaby odzyskać jasność umysłu. Wydaje jej się, że lekomanię da radę zwalczyć siłą woli, jak alkoholizm kiedyś – oszukuje więc siebie i otoczenie, a jednak decyduje się na ekstremalnie trudną terapię, być może jako prostsze rozwiązanie lub przeniesienie odpowiedzialności na innych. W końcu w ośrodku to terapeuci pilnują, by przestrzegało się reguł – może więc autorka zająć się autoanalizami i powrotem do zdrowia. Rzeczywistość wcale nie wygląda tak różowo. Pobyt na odwyku Katarzyna T. Nowak traktuje trochę jak granicę między chorobą i normalnością – wie, że wyjdzie wyleczona i jako lepsza wersja siebie. Dopiero ze szczątkowo przytaczanych w tomie reakcji przyjaciół widać, że sprawa jest o wiele bardziej poważna niż autorka przyznaje. „Rok na odwyku” nie jest jednak rejestrem wyzwań – raczej analizą bierności czekania na spokój. Nowak wiele razy wraca do głoszonych przez siebie przekonań, porównuje się z alkoholikami i narkomanami, przy których uzależnienie wydaje się niewinne. Pokazuje też, jak oszukiwała otoczenie (rozcieńczanie wina wodą i całodniowe rausze, odwiedzanie kilku lekarzy, by zdobyć zapas medykamentu), chcąc zachować twarz i ukryć prawdę przed bliskimi. Wyjaśnia własnym przykładem, że człowiek uzależniony to niekoniecznie menel, stereotyp wraku człowieka – i to może być najcenniejsza lekcja z tej lektury. Autorka przygląda się relacjom w ośrodku, odnotowuje skrajnie różne zachowania i charaktery, pokazuje, że ten, kto przerwał leczenie albo złamał reguły tu panujące – wraca do nałogu nawet mimo buńczucznych deklaracji. Przedstawia fragmenty swoich zadań domowych – pisemnych opowieści o nałogu.
Jest to narracja prosta i pozbawiona punktów kulminacyjnych, nie ma w niej typowych dla autobiograficznych zwierzeń uzależnionych motywów: momentu przełamania nastawienia, odkrycia choroby czy chęci szukania pomocy. Wszystko wydaje się być prezentowane na jednym poziomie emocji. Autorka nie zajmuje się pomaganiem innym uzależnionym, nie uczy odczytywania niepokojących sygnałów. Może jedynie własnym przykładem zachęcać do zmian. Jest „Rok na odwyku” mierzeniem się z własnymi słabościami – opowieścią osobistą i niefiltrowaną przez konwencje gatunkowe. Katarzyna T. Nowak przypomina, że trzeba chcieć zawalczyć o siebie – to pierwszy krok do szukania pomocy. Jednak żaden ośrodek nie zapewni ratunku, jeśli woli walki z nałogiem nie będzie w chorym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz