niedziela, 29 kwietnia 2018

Denis Urubko: Skazany na góry

Agora, Warszawa 2018.

Widoki

O tym wspinaczu zrobiło się całkiem niedawno znowu głośno w mediach, ale tylko odbiorcom, którzy nie śledzili jego kariery wydaje się dziwne, że Denis Urubko odłączył się od ekipy i postanowił samotnie atakować szczyt. To sportowiec-indywidualista, o silnym charakterze. Tom „Skazany na góry” wpisuje się w literaturę górską i popularne ostatnio autobiografie himalaistów, stanowiąc wypadkową między tymi gatunkami. Ale nie stanowi jednej pełnej historii. Składa się z szeregu drobnych tekstów, pisanych „na gorąco” na przestrzeni lat. Kolejne rozdziały mają tu różnych tłumaczy, co trochę utrudnia ocenę stylistyki czy spójności opowieści – a że powstawały w różnych momentach życia autora, również to zamienia je w zamknięte całostki bez ciągu dalszego. Denis Urubko rozwija pisarskie talenty, żeby móc wracać do własnych wspomnień i wciąż na nowo przeżywać wyprawy. Razem z nim mogą ich doświadczać również czytelnicy – tom dostarcza mocnych wrażeń, chociaż przeważnie autor wychodzi bez szwanku z akcji. Daje się tu zauważyć także specyficzna mentalność, wschodnia fantazja. W sam klimat opowieści wpasowują się intonowane w obozach pieśni (struna do gitary z kabla?), upodobanie do pięknych kobiet, w których oczach można się zatracić. Denis Urubko to samotnik, ale docenia dobrych wspinaczy, części legend zresztą partnerował, a czasami był świadkiem wydarzeń, które wyglądały jak z filmu akcji (wspinacz, który poradził sobie ze spadającymi na niego blokami skalnymi). Urubko całkiem sporo miejsca w książce poświęca na opisywanie kompanów, powracają tu Simone Moro czy Krzysztof Wielicki, jest i Piotr Pustelnik. Na polskich akcentach na tych dwóch ostatnich nazwiskach prawie się kończy, bo uzyskanie polskiego obywatelstwa przez autora nie mieści się w ramach górskich emocji, a ostatnia wyprawa była zbyt świeża, by zdążyła trafić do tomu. Z perspektywy polskich odbiorców ważne jest ocenianie przez autora naszych ekip, kilka ciepłych słów się tu pojawi.

Kolejne szkice powstają na bieżąco, czasami nawet po prostu w obozie w wolnej chwili, ale są dojrzałe literacko, stanowią właściwie gotowe reportaże, tym cenniejsze, że przedstawiane z perspektywy uczestnika. Denis Urubko rezygnuje z opisywania każdego zdobywanego szczytu krok po kroku. Nie zagląda do baz, nie tworzy kronik wspinaczki ani rejestru sprzętu. Za każdym razem wybiera to, co było najważniejsze, co według niego stanowiło o specyfice eskapady. Nie podaje gotowych przepisów na wspinaczkę ani nie zaraża entuzjazmem do gór. Unika emfazy i przekonywania co do wyjątkowości tego fachu, czasem tylko tłumaczy, że jeśli ktoś wychowywał się w pobliżu gór, nie może być obojętnym na ich urok. Chociaż w literaturze górskiej przyjęło się już operowanie charakterystycznym – nieco specjalistycznym – językiem, Urubko dba o to, by pisać zrozumiale nie tylko dla fanów gatunku i znawców tematu. Trafi z powodzeniem do szerokiego grona odbiorców, nawet niezaangażowanych we wspinaczki. Unika ten autor hermetycznego języka, ewentualne wtręty (nazwy sprzętów) od razu wyjaśnia. Rozkoszuje się za to opisami krajobrazu, próbuje za każdym razem wychwycić niepowtarzalną atmosferę związaną ze zdobywaniem góry. Radzi sobie z tym zadaniem bez zarzutu, może dlatego, że nie oddaje przeżyć do opracowania ghostowi, a sam patrzy na otoczenie przez pryzmat widza zachwyconego spektaklem natury. Zyskuje na prawdziwości, a dzięki regularnym zapiskom szlifuje warsztat, więc uwagi są coraz lepsze. Denis Urubko przekonuje do gór samym sposobem ich prezentowania. Nie potrzebuje tworzyć rejestru rekordów, szczyt to czasem zimno lub zmienna pogoda, czasem inni ludzie, pojedyncze spojrzenia lub ukradziona linka. Każda góra jest osobnym zbiorem detali, pokonywaniem wielu trudności – licznych w głowie. Ale wspinacz daleki jest od utyskiwania na los. Rezygnuje również z podawania informacji ze swojego życia prywatnego. Owszem, chwali się piękną żoną, Wiką, wspomina o dzieciach – jednak do domu czytelników nie zaprasza. Tematem kolejnych rozdziałów jest monumentalne piękno gór, przy którym wszelkie ambicje i dążenia tracą na znaczeniu. Urubko do fascynacji sportem i przygodą dokłada tylko akcenty autobiograficzne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz