środa, 18 kwietnia 2018

Charles Bock: Alice i Oliver

W.A.B., Warszawa 2018.

Walka o zwyczajność

Alice jest młodą kobietą, szczęśliwą żoną i matką realizującą się zawodowo. Jedyne, na co może trochę narzekać, to brak wolnego czasu – ale to w końcu rodzaj ceny za życiowy pośpiech, udział w wyścigu szczurów i kolejne codzienne wybory. Jednak w pewnym momencie organizm kobiety odmawia posłuszeństwa: pojawiają się ataki niepohamowanego kaszlu połączone z pluciem krwią, osłabienie i potworny ból. Alice musi zrobić badania i dowiedzieć się, co jej właściwie jest – oraz znaleźć lekarstwo, by móc normalnie jak dawniej funkcjonować. Nie jest w zmartwieniu sama: mąż, Oliver, próbuje zdjąć jej z głowy troski o sprawy bytowe czy małą córeczkę. To on weźmie na siebie walkę z biurokracją i przełamywanie niezrozumiałego oporu personelu medycznego. To on będzie szukał polisy ubezpieczeniowej, gdy wyczerpie się ta poprzednia. Diagnoza, jaką słyszy Alice, jest przerażająca: kobieta choruje na białaczkę. Liczba limfocytów gwałtownie spada, a układ odpornościowy już właściwie nie istnieje, gdyby Alice trafiła do szpitala odrobinę później, nie udałoby się jej uratować. A tak zaczyna się długa i bolesna walka o życie.

Nawiązuje Charles Bock do tradycji literatury szpitalnej. Przeprowadza bohaterkę przez rozmaite zabiegi, leki i ich skutki uboczne, wyznacza całe strategie leczenia, pokazuje brak cierpliwości, lub przeciwnie, rezygnację w kontaktach z lekarzami, którzy nie odrzucają rutyny i nie biorą pod uwagę wątpliwości pacjentki. Każe Alice bezustannie odczuwać ból i strach, przeżywać szereg załamań, albo uczyć się na pamięć listy leków. Mimochodem Alice odbywa przyspieszony kurs medycyny po to tylko, by rozumieć żargon lekarski i móc się jak najlepiej przygotować na to, co ją czeka w najbliższej przyszłości. Nie wiadomo, jak skończy się ta walka: autor wprawdzie osnuwa sytuację Alice na doświadczeniach z chorą żoną, ale w tym wypadku jest przecież demiurgiem i może zrobić dla postaci dużo.

Jednak im dalej w powieść, tym mniej wnika w prywatną relację małżeństwa. Inaczej niż w typowych dziennikach choroby, gdzie pacjenci i ich rodziny uczą się korzystać z bliskości i zapewniać o uczuciach trochę na zapas, tu pojawiają się pokusy z zewnątrz. Alice w szpitalu poznaje sympatycznego młodego muzyka, człowieka, przy którym mocniej bije jej serce. Chociaż flirt w takich okolicznościach wydaje się szaleństwem – może to szansa na odzyskanie normalności. Oliver za to próbuje znaleźć ujście dla popędu seksualnego. Nie ma zamiaru zdradzać żony, jednak potrzebuje seksu – a tego Alice mu teraz nie zapewni. Bock szuka zatem poza chorobą elementów powieściowych wzmacniających wymowę fabuły.

Jest tom „Alice i Oliver” książką obszerną i przepełnioną trudnymi terminami z zakresu medycyny czy rozbudowywanymi do bólu scenami ze szpitala. Pokazuje, jak mierzyć się z chorobą – i jak zmienia się codzienność w przypadku okropnej diagnozy. Ale autor nie ucieka też i od krzepiących obrazów: pocieszenie znajduje w miłości, przyjaźni, urokach rodzicielstwa czy drobnych przyjemnościach, oficjalnie zakazanych. Jest to lektura trudna, skomplikowana w opisach, zwłaszcza dotyczących białaczki – dzięki temu nie można powiedzieć, że została obliczona na wywoływanie wzruszeń odbiorców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz