Edipresse Książki, Warszawa 2018.
Rodzinne przypadki
Ta powieść wykorzystuje rynkowe trendy, chociaż Anna Sakowicz trochę próbuje je odświeżyć i zmodyfikować przez świadomych reguł gatunku bohaterów. Pojawia się w "Na dnie duszy" rodzinny sekret - wraz z testamentem babki. Sekret należy do sensacyjnych: w grę wchodzi nieznany nikomu i oddany do adopcji zaraz po urodzeniu brat babki (potencjalne źródło dochodu dla chciwych potomków) raz mityczny skarb możliwy do zdobycia dopiero po rozwiązaniu zagadki. Do tego rodzina bliska jest wyjaśnienia toksycznych zachowań pewnych jej członków. We wszystko miesza Sakowicz wielką historię. Całość przygotowuje tak, by podsuwać odbiorczyniom równolegle trzy opowieści. Pierwsza dotyczy Rozalii, seniorki rodu, od której początek bierze całe zło powracające w następnych pokoleniach. To Rozalia - właśnie zmarła - u schyłku życia dyktuje swoje wspomnienia dorabiającej gdzie popadnie polonistce. Przedstawia tam swoje doświadczenia: aranżowane i kompletnie nieudane małżeństwo, niechciane dzieci, tragedię siostry zgwałconej przez "wyzwolicieli" pod koniec wojny. Prezentuje walkę o szarą codzienność - stosunek do córki i nowy związek. Drugi temat również przenosi w przeszłość, ale tu obiektem analiz jest Donata, córka Rozalii w swoich młodych latach. Donata - później despotyczna i zimna - to dziecko łaknące czułości. Radząc sobie z koszmarem w domu, zaprzyjaźnia się z sąsiadkami, dorosłymi Żydówkami. Trzeci temat to wreszcie teraźniejszość - rzeczywistość Ingi, która czyta pamiętniki babki i boryka się ze skłóconą rodziną. Matka Ingi, czyli Donata, w niczym nie przypomina budzącego kiedyś litość dziecka. Mąż pozostaje zdystansowany i obojętny, a brat węszy w poszukiwaniu nieistniejącego majątku. W takim układzie nawet najgorsza przeszłość staje się odskocznią od problemów.
Autorka ucieka od sentymentów w sarkazm. Babka w testamencie drwi sobie z członków rodziny i bez owijania w bawełnę mówi, co o nich myśli: nie ma więc tu przechodzenia żałoby ani zachowywania powagi sytuacji. Kolejni bohaterowie wyzwalane testamentem informacje oceniają jako materiał na telenowelę i trudno im się dziwić. Widać zatem, że Annie Sakowicz nieobca jest poetyka prześmiewcy - i to sprawdza się w tomie jako równowaga dla tragedii i smutków. Przy takiej wiadomości grania z konwencją razi jednak uparte rozczulanie się przy małej Donacie - objawiające się w bezustannym zdrabnianiu nazw części jej ciała. Bohaterka w dzieciństwie ma tylko nosek lub rączki (dobrze, że dłoni nie da się zdrobnić), główkę i brzuszek. To aż męczy i na pewno nie przekonuje do sprawności narracyjnej. Co z tego, że autorka wtrąca dziewczynkę w sytuacje ważne i obliczone na wywoływanie silnych emocji, skoro atmosferę niszczy deminutywami mnożonymi w nieskończoność. Do tego stopnia, że z ulgą przechodzi się w czasy, gdy Donata już nikogo nie rozczula samym faktem bycia dzieckiem, za to irytuje wszystkich jako despotyczna matka.
"Na dnie duszy" to powieść tworzona według przepisu na udane czytadło dla pań. Autorka realizuje kolejne wyznaczniki gatunku, chociaż stara się do formy podchodzić z dystansem. Widać, kiedy ma zamiar odwoływać się do uczuć czytelniczek, a kiedy wykorzystuje klucze, hasła, które wymagają od odbiorczyń śladowej wiedzy i umiejętności kojarzenia faktów. Jest to lektura rozrywkowa dla szerokiego grona czytelniczek - nie tylko fanek poppowieści historycznych (Sakowicz ucieka od stylizacji tekstowych dzięki wybiegowi z rejestrowaniem i opracowywaniem relacji Rozalii). Jednocześnie autorka nie zawsze do końca przekonuje charakterami, nakazuje bohaterom kontaktować się ze sobą mimo uprzedzeń i wcześniejszych złych doświadczeń. Inga tłumi swoje uczucia wobec rodziny, Pawłowi nikt nie zwraca uwagi na niewłaściwość pazerności. To może w lekturze nieco frustrować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz