Edipresse, Warszawa 2018.
Syn przyjaciółki
Tym, co w pierwszej chwili zaburza odbiór „Trojga na huśtawce” Nataszy Sochy, jest jej niezdecydowanie przekładane na bohaterkę. Koralia ma 42 lata i właśnie przeżyła piękny romans z… synem przyjaciółki. Wychowywała Tytusa, opiekowała się nim, a gdy ten wyrósł na mądrego i wrażliwego mężczyznę – uległa jego urokowi. Wie jednak, że Aurelia, matka Tytusa, nie wybacza. Związku nie da się zawsze utrzymywać w tajemnicy i w końcu trzeba będzie podjąć jakieś decyzje. Koralia w kilku ważnych momentach ujawnia irytujące niezdecydowanie – przynajmniej konsekwentnie. Autorka najwyraźniej potrzebuje tekstowej rozbiegówki, przyznania się do gonitwy myśli czy do niepewności. Koralia ma za sobą studia na filozofii, co jeszcze bardziej potęguje jej chęć do roztrząsania wszystkiego bez przerwy. „Troje na huśtawce” to romans nietypowy – pokazujący prawo do szczęścia kobiet w każdym wieku, ale przez odejście od społecznych „norm”. O ile bowiem mężczyzna z dużo nawet młodszą partnerką u boku nie wzbudza sensacji, o tyle już taki, który pokocha starszą od siebie kobietę, traktowany jest jak ofiara jej żądz. Ją skazuje się na potępienie. W pewnym momencie Koralia zaznacza, że rzadko spotyka się powieści przełamujące znane schematy. „Troje na huśtawce” może więc wypełnić lukę na rynku. Przynajmniej do tego zdaje się dążyć autorka.
Koralia pisze pamiętnik i nie zamierza w nim trzymać się chronologii. Przeskakuje w rozdziałach między czasami młodości i teraźniejszością, zbiera sceny z wychowywania Tytusa i obecne z nim relacje. Na przyszłość odkłada opisywanie wybranych problemów z rodzicami czy przyjaciółką. Ten zabieg bardzo ułatwia autorce budowanie napięcia – i oddala wrażenie tendencyjności romansu. Może nie jest w samej książce specjalnie dobrze uzasadniony, ale ostatecznie się sprawdza. Koralia pokazuje swoje życie migawkowo, bez zagłębiania się w rutynę. Przedstawia wybrane motywy, umie je puentować, wybiera sytuacje, które pomagają definiować postacie, a czytelniczkom odtwarzać pełny obraz romansu z bajki. Koralia nieustannie walczy z wyrzutami sumienia lub z pragnieniem szczęścia. Wie, jakie błędy najczęściej popełniają kobiety w związkach, więc wplata do zwierzeń obszerne wyjaśnienia i pouczenia (tu Natasza Socha niepotrzebnie zamienia się w doradczynię: mówi rzeczy zbyt oczywiste, żeby się nimi przejmować). Mnoży wątpliwości, mimo że wiadomo o romansie „zakazanym” od pierwszych słów książki. Gdzieś w historii wyczuwa się, że to jednak walka, opowieść, która ma za zadanie przekonać czytelniczki, że miłość nie wybiera, że nie ma nic złego w podążaniu za głosem serca, choćby nawet oznaczało to wyjście poza sferę akceptowanych powszechnie zachowań. Natasza Socha pisze historię prostą i parę razy zrzuca na bohaterkę stylistyczne pułapki czy konstrukcyjne wpadki – ale koniec końców angażuje odbiorczynie w tę relację, sprawia, że Koralia zyskuje kibiców. Gdyby tylko autorka znalazła pomysł na zamknięcie tomu… inna rzecz, że przyjęte przez nią – kolejne oczywiste – rozwiązanie umożliwia powrót do świata Koralii oraz Tytusa – na co pewnie czytelniczki będą liczyć. Jest „Troje na huśtawce” czytadłem, za to z rzadko wybieranym w romansach motywem wiodącym. Natasza Socha poza tym, że dostarcza czytelniczkom historii miłosnej, stara się jeszcze przekonać je, by nie wydawały pochopnych sądów i by same zastanowiły się nad własnymi wyborami. Bohaterce podsuwa szansę na szczęście ze strony, której Koralia najmniej by się spodziewała – a to czynnik optymistyczny. Części odbiorczyń może przeszkadzać kreacja Tytusa jako mężczyzny pozbawionego wad - ale takie uproszczenie to już prawo gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz