piątek, 16 marca 2018

Mike Massimino: Spaceman

Agora, Warszawa 2018.

Marzenie z dzieciństwa

To przedziwna opowieść i jednocześnie najlepszy przykład tego, jak dobry ghostwriter potrafi nadać dynamikę autobiograficznej relacji. Na początku wydaje się, że Mike Massimino nie poradzi sobie z przytrzymywaniem uwagi odbiorców, jednak „Spaceman” mocno się rozkręca i zamienia w dobrą lekturę. Nie trzeba do tego być fanem lotów kosmicznych – autor (dzięki ghostowi) rozbudza ciekawość i sprawdza, czy najśmielsze dziecięce marzenia da się spełniać. A to już historia jak z produkcji Disneya czy z baśni, nie da się więc przejść obok niej obojętnie. Jest „Spaceman” relacją atrakcyjną dla całych pokoleń czytelników. Starsi – którzy obserwowali medialne doniesienia o podbojach kosmosu i pamiętają katastrofy Challengera czy promu Columbia spojrzą na tę opowieść inaczej niż młodsi, dla których praca w NASA może wydawać się nieosiągalnym szczytem marzeń. Mass łączy obie te grupy.

Na początku „Spaceman” jest relacją z prób dokonania niemożliwego. Bohater, który jako dziecko chciał zostać astronautą, nie wyzbył się tych marzeń i w dorosłym życiu szuka sposobu na trafienie do NASA. Chwyta każdą okazję i każdy trop – marzeniu podporządkowuje kolejne działania, w tym – wybór studiów i znajomych. Marzenie dodaje mu sił do wytężonej pracy i nie pozwala się poddać nawet wtedy, gdy sprawa wydaje się być przegrana już na starcie. Massimino musi wytrzymywać konkurencję ze znacznie lepszymi od siebie, a choćby robił wszystko, co w jego mocy, i tak nie pokona ograniczeń ciała, na przykład – słabego wzroku. Ale i tutaj szuka niebanalnych rozwiązań, które przybliżyłyby go do celu.

Opowieść zmienia rytm z pierwszym wylotem na orbitę. Tu autor zaczyna zaspokajać dziecięcą ciekawość czytelników. Bardzo szczegółowo przedstawia sytuację astronautów tuż przed startem, przygląda się utrudnieniom wynikającym z braku grawitacji, opisuje problemy, jakie trzeba było nauczyć się zwalczać. Zestawia ćwiczenia na Ziemi – żmudne powtarzanie kolejnych czynności w trudnych warunkach – i ich odpowiedniki w kosmosie. Do tego dokłada olbrzymie, wręcz przytłaczające poczucie odpowiedzialności: świadomość, że naprawia sprzęt wart miliardy częściami wartymi miliony, a najmniejszy błąd, jaki popełni – w końcu jest tylko człowiekiem i to niezbyt pewnym siebie – może zadecydować o fiasku misji lub o życiu. Mass wyczuwa też odbiorców: przedstawia nie tylko drobiazgowo prace wykonywane w kosmosie, ale i chwile relaksu – choćby oglądanie Ziemi. Czasami może rozbawić – jak w radzeniu sobie z ciężarami po powrocie z orbity. Skupia się na międzyludzkich relacjach, przedstawia astronautów jako specyficzną grupę ludzi, na których zawsze można liczyć. Porusza temat bezpieczeństwa oraz lęku – zwłaszcza że sam jest bezradnym obserwatorem wielkich katastrof – a od zwykłych widzów dzieli go świadomość, że mógł być na miejscu członków załóg feralnych lotów.

W efekcie „Spaceman” dostarcza czytelnikom wielu nieoczekiwanych na początku wrażeń, staje się tomem wartym przeczytania choćby dlatego, by poznać tajniki jednego z rzadszych zawodów pobudzających wyobraźnię już u najmłodszych. Mike Massimino przybliża odbiorców do kosmosu, a przy okazji zachęca do spełniania marzeń. Uczy, że nigdy nie można się poddawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz