Marginesy, Warszawa 2018.
Droga na szczyt
Literatura górska dawniej była marginalnym odgałęzieniem literatury faktu i nie przedostawała się do świadomości szerokiego grona odbiorców – trafiała wyłącznie do zainteresowanych tematem wspinaczek. Rynek jednak ewoluuje – rozrósł się dział biografii sportowych, w nim coraz częściej do głosu zaczęli dochodzić himalaiści – jako obiekty ekstremalnych wrażeń i doświadczeń niepowtarzalnych i niedostępnych zwykłym odbiorcom. A skoro czytelnicy poznają życiorysy sławnych wspinaczy, można coraz bardziej przybliżać im tematykę alpinizmu, już w różnych ujęciach. I tak na księgarskie lady trafia – ponownie – tom „Annapurna”, w którym Maurice Herzog opowiada o pierwszym wejściu na ośmiotysięcznik w 1950 roku. To kolejne przełamanie tendencji wydawniczych – do niedawna powodzeniem cieszyły się głównie najnowsze osiągnięcia, te, które czytelnicy znają już z mediów – a jeśli autorzy cofali się do przeszłości, to tylko wtedy, gdy analizowali spektakularne katastrofy w wysokich górach. Ale „Annapurna” to relacja ze zwycięstwa, wprawdzie okupionego cierpieniem i kalectwem, ale – niepodważalnego. Odbiorcom autor pokazuje tu przebieg wyprawy ze szczegółami i jeszcze bez wpadania w popularne4 obecnie schematy pisania o przejściach. Nie znajdzie się tu ani specjalistycznych nazw sprzętowych (raki, linki, haki i czekany to wszystko, na co mogą liczyć wspinacze), ani hermetycznego słownictwa związanego z trasami. Tu wszystko jest nowe, a wspinacze nie dysponują nawet dokładnymi mapami masywu górskiego. Wszystko muszą dopiero odkryć.
Sama wyprawa wygląda zupełnie inaczej nie tylko ze względu na ograniczone możliwości w wyposażeniu czy wiedzy na temat góry. Przede wszystkim himalaistom towarzyszą Szerpowie – zespół składa się ze wspinaczy i ich tragarzy. Ci drudzy, nawet jeśli ogromna ich rola w zdobywaniu szczytu, mniej liczą się w ekipie. A przecież bez nich wspinaczom nie mogłoby się udać. Szerpowie to niezbędne wsparcie, zapasowe siły – nawet jeśli zachowują się w górach jak prawdziwi przyjaciele i ratują przed śmiercią, nie mają takiego znaczenia jak „prawdziwi” wspinacze, a autor tego nie dostrzega. Herzog w tomie pokazuje problemy i trudności, z jakimi mierzyła się ekspedycja. Porażki w wybieraniu drogi, konfrontacje map i rzeczywistości, niebezpieczeństwa czy choroby. Odnotowuje rozmaite zaskoczenia, zmiany w samopoczuciu czy fizycznych możliwościach, walkę z górą i z własnym ciałem, techniczne trudności. Przedstawia sytuacje dzisiaj przez alpinistów znacznie bardziej oswojone – stara się dokładnie analizować sytuacje i dzieli się przemyśleniami. Oferuje więc odbiorcom bardzo dużo: daje szansę skonfrontowania pierwszych odkryć z późniejszymi postawami wspinaczy. Jednocześnie niemal beletrystyczną satysfakcję daje odbiorcom opis zdobycia szczytu, radości i poczucia przełomu. Autor potrafi zaakcentować szczęście – ale nie na tym kończy książkę. Wprowadza bowiem do tomu jeszcze szereg przerażająco wręcz naturalistycznych opisów: operacji oraz działań medycznych, które mają przywrócić krążenie w odmrożonych kończynach. Tu podaje wiele szczegółów, jakich może odbiorcy woleliby nawet nie znać – ale dzięki temu może w pełni uświadomić czytelnikom cenę, jaką poniósł za historyczny wyczyn. Herzog nie zastanawia się nad tym, co daje mu wspinaczka – i co ciągnie człowieka w góry. Annapurna jest tu równocześnie drogą i celem, jedynym obiektem analiz i odkryć. Maurice Herzog proponuje czytelnikom książkę mocną i wartościową, przynoszącą sporo ważnych spostrzeżeń. Tom uzupełniają czarno-białe zdjęcia, ale też robocze mapki. „Annapurna” jest publikacją klasyczną i doskonale uzupełnia półkę z literaturą górską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz