czwartek, 4 stycznia 2018

Marta Falkowska: Oto Tosia. W poszukiwaniu Pietrostwora

Egmont, Warszawa 2017.

Ślady

Tosia jest kolejną komiksową bohaterką, która ma trafić do najmłodszych. Marta Falkowska tworzy postać małej i szczerbatej rezolutnej dziewczynki, która nie boi się przygód, a za towarzysza ma Pana Precla, odrobinę tylko tchórzliwego gadającego kota. Pan Precel zresztą w tomiku powinien być głosem rozsądku, co nie zawsze się udaje. Autorka buduje prostą rozrywkową historyjkę, która nie wyjdzie poza grupę docelową czytelników, a ponadto momentami sprawia wrażenie nieobmyślonej do końca – jednak maluchom to wystarczy. Minęły w końcu czasy, kiedy dzieci rzucało się na głęboką wodę, wskazując im od początku komiksy Janusza Christy, patrona konkursu.

Tosia najpierw wynajduje coś, co nie do końca wiadomo, do czego mogłoby się przydać, a potem rusza na wielką wyprawę, by znaleźć Pietrostwora. O jego obecności w pobliżu świadczy odcisk wielkiej łapy przed domem i porozrzucane tu i ówdzie liście pietruszki. Bohaterka nie bierze sobie do serca przestróg mamy, trafia do ciemnego lasu, znajduje jezioro wielorybie i daje się porwać dziwnym różowym stworom – by w końcu wpaść na wielką i groźną bestię. Pan Precel, chociaż bez zachwytu, towarzyszy jej w wyprawie i czasami spieszy z pomocą, a czasami dodaje otuchy, mimo że brakuje mu odwagi. Akcja w komiksie została bardzo uproszczona, nie wiadomo ani skąd w zwykłym lesie plemię Snotów (ani – dlaczego członkowie są tak niedopracowani i w efekcie nijacy), ani – skąd wyłania się Pietrostwór. Autorka trochę za bardzo zdaje się na przypadek, zarzuca ciąg przyczynowo-skutkowy, a tym samym udowadnia małym czytelnikom, że może zrobić wszystko i nie musi nic uzasadniać. Tworzy liniową opowieść, więc w efekcie nie ma do zaoferowania wiele. Rezygnuje z cech charakterystycznych, Tosia nie zapada w pamięć, kot ma tylko powiedzenie „O, Bonifacy”, które stosuje jako westchnienie, modlitwę i przekleństwo w jednym. Zupełnie jakby Marta Falkowska chciała przedstawić komiks dla wszystkich i nie zrazić do siebie żadnej grupy odbiorców.

Objętość jest tu sztucznie rozdmuchiwana przez wielkość kadrów, a te kadry zostają pozbawione szczegółów. Często Falkowska posługuje się rozbijaniem obrazkowej narracji na szereg kolejnych naświetlanych detali – steruje w ten sposób uwagą dzieci, ale też wypełnia miejsce bez zbędnych wysiłków. Chce się popisywać kreskówkowym widzeniem świata, ale przesadza z wykluczaniem drobiazgów z tła, często prezentuje w kadrze samą postać – a przecież gdy od czasu do czasu zdecyduje się na narysowanie kontekstu, od razu zmienia się klimat opowieści. Stanowczo za często ta autorka idzie na łatwiznę i upraszcza zawartość kadrów – wiadomo, że tworzy dla dzieci, którym takie rozwiązanie przeszkadzać nie będzie – ale pozostawia przez to niedosyt. Wszystko wydaje się tu infantylizowane – i rysunki, w których brakuje wyrazistości, i fabuła pozbawiona łączników. Humor w wersji szczątkowej przekona dzieci, ale też nie na tyle, żeby na długo zatrzymać je przy lekturze. A przecież Oto Tosia ma być nową serią komiksową dla maluchów. Dobrze, że rynek komiksów dziecięcych zaczyna się stopniowo rozrastać, ale warto byłoby jeszcze zwrócić uwagę na jakość pomysłów. Pietrostwór nie może się zdecydować, czy straszyć, czy się przyjaźnić – a nie da się realizować obu sprzecznych celów w pełnowymiarowej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz