Publicat, Wrocław 2017.
Sposób na życie
Tommy Hilfiger chce przedstawiać się jako marzyciel i ma w tym trochę racji. Sporo decyzji podejmuje w oparciu o przeczucia czy własne poglądy – podejmuje ryzyko, bo tylko tak może odnieść sukces. Fantazja przydaje mu się w karierze projektanta mody – w kreowaniu marzeń innych ludzi. „Amerykański marzyciel” jest potężną autobiografią w starym stylu – tworzoną dzięki pomocy ghostwritera, doskonale obeznanego ze sztuczkami dynamizującymi tekst – ale niebywale gęstą i pełną faktów, może nie zawsze potrzebnych czytelnikom, jednak pasujących do tej relacji. Tommy Hilfiger zdaje sobie sprawę, że aby podtrzymać zainteresowanie marką, musi zaistnieć na różnych rynkach, w tym – i wydawniczym. Nie zamierza prowadzić autopromocji, w książce „Amerykański marzyciel” nie chodzi o przedstawienie autora, a o zaprezentowanie filozofii jego firmy. Hifiger chce w klientach i fanach marki obudzić świadomość wspólnoty, dodać wartości ubraniom. Jak? Przez dopieszczanie detali, tym razem na poziomie opisu. Tommy Hilfiger pokazuje, jak wyglądał u niego proces tworzenia kolejnych serii. To możliwość ozdabiania dżinsów frędzlami, łączenie różnych – pozornie niepasujących d siebie – materiałów, obrębianie dziurek, wprowadzanie kontrastowych podszewek… Szans na zamanifestowanie indywidualności jest sporo i Hilfiger szuka kolejnych metod na odróżnienie się od konkurencji. Tworzy na gotowych ubraniach, czasem w ogóle nie zajmuje się szyciem tylko dobieraniem określonych dodatków i przerabianiem poszczególnych części garderoby tak, by jawiły się jako pomysłowe i warte noszenia. Tommy Hilfiger opowiada o zdobywaniu kolejnych grup klientów i o nietypowych strategiach marketingowych z udziałem gwiazd oraz celebrytów. Do niemal każdej decyzji trzeba sporej odwagi, każda wiąże się z dużym ryzykiem. Nie zawsze też udaje się wprowadzić w czyn śmiałe plany, bywa, że Hilfiger przegrywa z powodu braku rozbudowanych pracowni. Nie poddaje się jednak. Chce zapewniać konsumentom najwyższą jakość – ubrań, a potem i obsługi w firmowych sklepach czy wyposażenia tych sklepów. Objaśnia politykę firmy, jeśli chodzi o uzupełnianie na bieżąco sklepowych zapasów czy gamę kolorystyczną ubrań. Oczywiście każdy, kto reklamuje swoją firmę w autobiografii, zawsze posługuje się tymi samymi hasłami i zapewnieniami o zakładanej doskonałości – autor musi sprawiać wrażenie, jakby był święcie przekonany do tych teorii. Tylko tak zyska wiarygodność w oczach odbiorców. Pozwoli też życzliwiej przyjrzeć się proponowanemu asortymentowi.
Tommy Hilfiger bardzo dużo miejsca poświęca firmie. W opisach dopieszcza kolejne projekty i akcentuje nastawienie na zadowolenie klientów. Według tego tomu żyje po to, by projektować i uczyć odbiorców przywiązania do strojów. Ale wie dobrze, że autobiografia jako gatunek rządzi się swoimi prawami i nie da się wykpić wyłącznie tematami zawodowymi, choćby i były najciekawsze. Autor pokazuje zatem wybrane momenty ze swojego życia. Zaczyna standardowo od dzieciństwa i konfliktów z ojcem – motywu, który odzwierciedla się później przez całe jego życie. Przedstawia historię swoich miłości, co, bez względu na wsparcie lub potępienie ze strony czytelników, zapewnia ocieplenie wizerunku. Hilfiger dostarcza odbiorcom trochę anegdot, czasami kompletnie nieważnych w roli tworzących biografię, ale zabawnych i zatrzymujących przy lekturze. Jest „Amerykański marzyciel” książką utkaną ze składników obowiązkowych, pozbawioną wyjść poza schematy, ale zrealizowaną bardzo porządnie, pełną faktów i informacji – może nie zawsze potrzebnych czytelnikom, ale przynajmniej ciekawą dla fanów mody. Tommy Hilfiger wie, że ważne jest wrażenie, jakie zrobi na odbiorcach: chce, żeby książka godnie go reprezentowała, uświadamiając przy okazji potencjalnym klientom podejście do świata mody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz