Znak, Kraków 2017.
Strachy
Nie jest łatwo dorównać sławnemu ojcu. W małym miasteczku Darkmord wszyscy doskonale się znają. Wszyscy też wiedzą, że spokój zawdzięczają genialnemu Łowcy Legend, ojcu Finna. Ten mężczyzna od wczesnej młodości konstruował różne rodzaje broni i doskonalił sztuki walki, żeby chronić miasteczko przed potworami. Doszedł do ogromnej wprawy – kiedy gdzieś otworzy się portal oznaczający niespodziewaną wizytę Legendy, ojciec Finna wyrusza na miejsce i unieszkodliwia bestię. Za swoje osiągnięcia zyskał już nazwisko: Wielki. Hugo Wielki to ktoś, z kim naprawdę trzeba się liczyć. Tymczasem Finn za niecały rok skończy dwanaście lat i będzie musiał zdać test, który pozwoli mu zostać Łowcą Legend. Bezlitośnie trenowany przez ojca, nie czuje się na siłach stawać do walki z potworami. Nawet niektórych żałuje. Może mógłby zająć się weterynarią – gdyby odpowiednio pokierował swoją karierą, miałby szansę ratować Legendy zamiast je unicestwiać. A to stałoby się przepustką do odkrycia wielkiej tajemnicy. Na temat Legend i ich łowców powstało już wiele książek – niektóre zapiski są cytowane między rozdziałami – ale nikt poza Finnem nie zastanawia się, dlaczego potwory przychodzą do miasteczka coraz rzadziej. Jest jeszcze więcej pytań, ale zdominowany przez ojca chłopiec nie ma na razie jak ich zadać.
Motyw pokonywania ojca Shane Hegarty rozbudowuje i ciągle zaznacza bezradność chłopca. Ale domowy konflikt to nie jedyne, z czym Finn musi się mierzyć. Surowy rodzic daje mu szkołę życia, a w prawdziwej szkole rówieśnicy Finna znęcają się nad nim, wdają w bójki, wyśmiewają i prześladują. Syn sławnego Łowcy Legend jest idealną ofiarą, bo nie może nawet nikomu się poskarżyć. Na szczęście zyskuje sojuszniczkę, rudowłosą Emmie, która marzy o karierze Łowczyni Legend i nie boi się wyzwań. W świecie równoległym do ziemskiego – nazywanego Skażoną Stroną – sytuacji przyglądają się potwory. Shane Hegarty wykorzystuje motyw połączenia skrajności, realizmu i fantastyki. Legendy istnieją naprawdę, ale to wytwory ludzkiej wyobraźni, zmaterializowane wymysły. Giną, pozostawiając po sobie klejnoty – jednak mimo wzbudzania strachu u ludzi nie niosą poważniejszych zagrożeń. W Darkmord o wiele bardziej niebezpieczni mogą być inni ludzie. Potwory są bowiem przewidywalne i aby je unieszkodliwić wystarczy regularny trening oraz niezbyt wymyślna broń. Na ludzi tak łatwych sposobów nie ma.
Jest zatem „Miasteczko Darkmord” powieścią o przezwyciężaniu własnych demonów i kompleksów. Hegarty posługuje się metaforą potworów, ale przysłania nią to, co dla dziecka często bardziej bolesne – niemożność porozumienia się z bliskimi. Finn ma doskonały pretekst, żeby dojrzewać – w tym procesie towarzyszyć mu będą mali odbiorcy. Hegarty nie próbuje straszyć, chociaż „potworna” okładka i zamalowane na czarno brzegi kartek sugerują horror. Potwory jednak dynamizują tu akcję. Shane Hegarty uświadamia dzieciom, że same mogą decydować o własnych losach i nie powinny podporządkowywać się woli innych. Jak to zwykle w tego typu publikacjach bywa, bardziej przekonujące są rozdziały „realistyczne” – te z miasteczka, a nie świata potworów, ale i takie migawki tu powracają. W tej opowieści spore znaczenie ma przyjaźń, zaufanie, ale i bezustanne testowanie wytrzymałości bohatera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz