środa, 6 grudnia 2017

Marta Karwowska, Katarzyna Rygiel: Tarapaty

Agora, Warszawa 2017.

Konwencjonalne śledztwo

Dorosłym całkiem często wydaje się, że nie ma twórczości dla dzieci wolnej od detektywistyczno-przygodowego szukania skarbów. „Tarapaty” to tomik, który powstał na kanwie scenariusza filmowego – i jako adaptacja funkcjonuje trochę obok podstawowego nurtu lektur. Marta Karwowska i Katarzyna Rybiel starają się wzbogacić wydarzenia o kilka społecznych obserwacji, ale nie uprawiają literatury, bardziej – podsuwają odbiorcom tekst użytkowy, skrótowy i nastawiony na akcję oraz sensację. Ma to swoje zalety: z punktu widzenia dzieci ogólnie czytelniczemu wysiłkowi niechętnych – czyta się tę książkę całkiem szybko. Gorzej, że trudno się w nią zaangażować, uproszczenia pociągają za sobą pewne pułapki. Między innymi taką, że słabsze robią się portrety psychologiczne bohaterów, a w konsekwencji – mniej czytelne okazują się motywacje i wybory.

Olek nudzi się w wakacje i nic dziwnego, skoro za towarzysza ma tylko wiernego psa, Pulpeta. Prowadzi obserwacje, z których niewiele wynika. Do momentu, w którym do jego sąsiadki trafia Julka. Julka jest typową eurosierotą, chociaż to określenie w powieści nie padnie. Uczy się w szkole z internatem, a jej rodzice pracują za granicą. Już niedługo Julka ma się z nimi spotkać – przecież na pewno kupili jej bilet na samolot i czekają na nią. Ta nadzieja sprawia, że bohaterka dzielnie znosi docinki innych dzieci, złośliwości, ale i bezpośrednie przejawy agresji (kolejne kawałki gumy do żucia we włosach). Ale w wakacje tym razem Julka spędzi u surowej ciotki, za nowego przyjaciela mając Olka. Postacie są zatem dość typowe, a w każdym razie znane dzisiejszym odbiorcom z różnych literackich produkcji. Fabuła też nie zaskakuje. Ciotka Julki ma w domu mnóstwo cennych dokumentów, między innymi planów osiedla czy poszczególnych budynków. Te dokumenty pełnią tu rolę mapy skarbów – a i samego skarbu. Kiedy złodzieje odbiorą ciotce Julki najcenniejsze pamiątki po rodzicach, zostanie tylko jeden plan. Plan, o który walczą ze sobą różne grupy. Dzieci muszą poradzić sobie nie tylko z niebezpiecznymi tajemniczymi przestępcami – nawet z pozoru niegroźne starsze panie mogą czaić się na posiadaczy planu. Całe „Tarapaty” przebiegają właśnie tak: ktoś ściga, ktoś poszukuje, każdy próbuje przechytrzyć przeciwników. Pojawiają się bezpośrednio wygłaszane groźby i zakusy na plan, dzieci zostają zmuszone do wspólnego ryzykownego działania. Jednak adrenalina robi swoje – bohaterowie czasami się kłócą, a czasami wątpią we wzajemną przyjaźń, tracą do siebie zaufanie lub odbudowują je – w warstwie emocji dzieje się co najmniej tyle, co w akcji, ale autorki wprowadzają rozróżnienie między tymi płaszczyznami. Kiedy skupiają się na nadążaniu za akcją (tu wychodzi wada adaptacji: to nie kreowanie świata, ale próba doścignięcia i zreferowania tego, co się dzieje), pomijają aspekty psychologiczne. Kiedy omawiają stany ducha postaci – zajmują się dyskusjami czy przemyśleniami po konfliktach – tracą z oczu dzianie się.

„Tarapaty” to w dodatku tomik prosto napisany. Nastawienie na dynamikę sprawia, że autorki rezygnują z rozwijania literackiej strony tekstu, narrację traktują wyłącznie jako nośnik treści, a nie źródło przyjemności czytelników. To odbiera trochę uciechy ze śledzenia perypetii bohaterów – z drugiej strony za wadę można też uznać tendencyjność tak eksponowanej historii. Tom „Tarapaty” stanowić zatem może dodatek do filmu, sposób na przypominanie sobie upraszczanej kinowej historii – i jeszcze jedno spotkanie z bohaterami. Młodym odbiorcom taka lektura wystarczy jako namiastka opowieści – tym przyzwyczajonym do zamaszyście tworzonych narracji czegoś jednak zabraknie. „Tarapaty” to publikacja ściśle powiązana z innym medium, wiadomo, że nie ma przenosić uwagi na formę relacji – i należy po prostu o tym podczas lektury pamiętać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz