W.A.B., Warszawa 2017.
Czary kryminalne
Tym, którzy do tej pory na powieści Ewy Zdunek o Emilii nie trafili, może być trochę trudno wstrzelić się w kontekst humorystyczno-ezoterycznego kryminału. Nawet nie dlatego, że jakieś wydarzenia z przeszłości rzutowałyby na rozumienie treści – ale autorka dość nonszalancko wprowadza imiona postaci znanych fanom, a nie rozwija tematu dla nowych odbiorców. Inna rzecz, że część z tych bohaterów w tle pozostanie i nie ma sensu zaprzątać sobie nimi myśli, a ci, którzy są ważni dla akcji, w końcu zaprezentują się sami.
Rodzina Emilii do zwyczajnych nie należy, podobnie jak jej otoczenie. Ojciec ma biznes polegający na połączeniu pralni i zakładu pogrzebowego. Pani Zosia nawiązuje kontakt z kosmosem, siostra Joanicja usiłuje zapanować nad kościelnym chórem „Ament”, w którym każdy chce śpiewać własnym głosem. Roksana wyjechała za nową miłością na antypody, a w pobliżu pojawia się Adam Diabeł. Sama Emilia właśnie porzuciła karierę wróżki ze względu na specyfikę problemów klientów. Ale w pobliżu dzieje się coraz więcej dziwnych rzeczy. Nie dość, że ginie nieboszczyk – dla uspokojenia rodziny (i ochrony przed skandalem) przydałoby się zastąpić go innymi zwłokami, to jeszcze Diabeł w mieszkaniu Roksany zaczyna urządzać seanse czarnej magii. Jurek na spacerze znajduje malutkiego psa z ogromnym męskim butem, a policjant prowadzący śledztwa w okolicy kompulsywnie nawija na palec nitkę, prując wszystko, co wpadnie mu w ręce.
„Wróżka mimo woli” Ewy Zdunek to obyczajówka o posmaku kryminału, którą dodatkowo urozmaica forma. Emilia prowadzi tutaj narrację albo jako krótkie dziennikowe zapiski, albo przez fragmenty maili wysyłanych do milczącej Roksany. Dzięki temu czytelnicy będą mieli pełny ogląd zwariowanej sytuacji, mimo że podzielony na drobne notatki. Takie rozwiązania formalne sprzyjają rozwijaniu dowcipu – Ewa Zdunek bardzo dba o to, by w książce było się z czego pośmiać. Najlepiej wychodzą jej drugoplanowe scenki rodzajowe, sytuacje, które nie katalizują opowieści, ale zapewniają koloryt lokalny. W samym kryminale czuje się autorka wyraźnie dużo słabiej, dość wspomnieć, że najważniejsze wskazówki bohaterka dostaje za jednym zamachem od właśnie zmarłej postaci – gdyby nie ten zabieg, niby wytłumaczony kreacją Emilii, a jednak zgrzytający w akcji, nikt by się niczego nie dowiedział. Chociaż kryminał napędza fabułę i pozwala na wszechobecny czarny humor, czegoś tu brakuje, w samej realizacji. Nie powinno się przeskakiwać kilku elementów układanki, choćby w trosce o zabawę czytelników.
We „Wróżce mimo woli” nic nie może być poważne czy przygnębiające. Bogata galeria postaci – dziwaków, oryginałów i tych, którzy nie boją się mieć własnego zdania – to powód sięgania po lekturę. Ewa Zdunek bawi się tematami, które zwykle w powieściach rozrywkowych ośmieszane nie są, ma zatem całkiem spore pole manewru. Doprowadza do tego, że czytelnicy nie wiedzą, czego się spodziewać po szalonych bohaterach, a wszystkie perypetie postaci opisuje bardzo zgrabnie. Tu panuje spory chaos w fabule, ale czynnikiem nadrzędnym jest śmiech. Ewie Zdunek udało się stworzyć lekką powieść zahaczającą o zaświaty i zjawiska nadprzyrodzone, ale zakorzenioną w tradycji czytadła dla pań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz