sobota, 30 grudnia 2017

Marlon James: Księga nocnych kobiet

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Pojedynki

Lilit nie pasuje do swojej społeczności, nie nadaje się do własnych czasów. Nigdy nie pogodzi się z byciem niewolnicą, ze służeniem białym i z podleganiem „batowym”, którzy za najmniejsze przewinienie wymierzają razy bykowcami, przez co trudno o czarnoskórego bez blizn. Trudno jednak oczekiwać od Jacka Wilkinsa, żeby na swojej plantacji zaprowadził nowe porządki. Przeznaczeniem negrów jest chodzenie w koło i to, że nigdy niczego nie osiągną. O wolności nawet nie marzą. Ale istnieje pewne grono kobiet, które planują bunt. W Lilit, zielonookiej Mulatce, wyczuwają pokrewną duszę – wciągają ją zatem w spisek. Nikt nie spodziewa się, do czego jest zdolna córka niewolnicy wychowywana w mikrospołeczności, w której wszyscy noszą piękne greckie imiona. Sama Lilit jeszcze nie podejrzewa, co może zrobić odpowiednio sprowokowana – ale gdy przybrana matka nasyła na nastolatkę gwałciciela, w Lilit budzi się po raz pierwszy nieposkromiona agresja. Radzi sobie z napastnikiem aż za dobrze: odtąd wiadomo, że drzemie w bohaterce potężna siła. Bez względu na przesądy („czary”) i ostracyzm grupy, Lilit będzie realizować swoje plany. To kwintesencja buntowniczki. Żeby trochę urozmaicić jej sytuację, Marlon James angażuje młodą kobietę w romans z białym panem. O ile naturalną na plantacji sytuacją jest wykorzystywanie seksualne negrów, gwałcenie Murzynek z pozycji pana i władcy, o tyle Robert Quinn zaczyna uczyć Lilit w łóżku… równości. Ten temat zajmuje dużo mniej miejsca niż knowania niewolników, ale ma duże znaczenie w kwestii kreowania charakteru bohaterki. Odrobinę odsuwa też mrok całej powieści.

Bo Marlon James daleki jest od tworzenia sielanki. W antyutopijnym świecie kolor skóry determinuje losy człowieka. Z niewolnikiem nikt się nie liczy, ale biali – na swoją zgubę – nie dopuszczają do siebie nawet podejrzenia, że negry potrafią samodzielnie myśleć. Napięcia między przedstawicielami różnych ras to oczywiste źródło konfliktów. Ale i wśród niewolników sytuacja nie wygląda dobrze. Na porządku dziennym jest agresja i wulgarność, wzajemne złośliwości i przytyki. Aluzje seksualne przesycają wyzwiska, nikt nie zna litości nawet dla bliskich. To wyjątkowo nieprzyjazne środowisko, które wypracowało sobie trudne do zrozumienia na zewnątrz mechanizmy obronne. Cała pierwsza część tomu stanowi rejestr relacji interpersonalnych osnutych na słownej agresji – ale to nie najgorsze, co się jeszcze wydarzy. Nie ma ratunku z tego środowiska, ale i dla niego samego.

Codzienność negród portretuje Marlon James na kształt pieśni, powtarzając refrenowo motyw o chodzeniu w koło i płynącej z tego bezradności, przez ostre kłótnie i prostactwo. Nie ma tu nic pięknego, króluje wulgarność i doprowadzona do skrajności rubaszność. O negrach pogardliwie mówi się już na poziomie narracji, ale niewolnicy sami dla siebie nie mają szacunku. Zachowaniem też na niego nie zasłużą, przestaje zatem dziwić błędne koło. Charakterystyka tej społeczności nie napawa otuchą. Autor stopniowo wzmacnia okrucieństwo i prezentuje coraz bardziej odrażające i drastyczne sceny. Nie znajduje możliwości ucieczki, bo nawet plany, jakie są w stanie opracować czarne kobiety, nie prowadzą do wyzwolenia. Czerń duszy niewolnic przekłada się bardzo przekonująco na czerń opowieści. Marlon James przyjmuje dziwaczny styl będący mieszaniną eleganckiego literackiego języka z wyższych sfer i kolokwializmów czy wręcz fraz rynsztokowych. Do tego dokłada uproszczenia w gramatyce, błędy językowe i ogólne wrażenie pospolitości (wzmacniane jeszcze obecnością zwrotów literackich, przez kontrast). Tak konstruuje tę powieść, że jej język okazuje się kolejnym bohaterem, przyciąga uwagę nie gorzej niż grono niewolników na plantacji Wilkinsa. Udaje mu się na długo zaangażować odbiorców w egzotyczną rzeczywistość siedemnastowiecznej Jamajki – a z czasem rozwija też coraz odważniej fabułę. Odwołuje się wprawdzie do niewyobrażalnych w dzisiejszym świecie relacji, ale posługuje się przy tym uniwersalnymi emocjami, niezależnymi od czasów czy kontekstu. Miłość i nienawiść zrozumiałe są pod wszystkimi szerokościami geograficznymi i nie tracą na wartości z upływem czasu. „Księga nocnych kobiet” to proza mocna i przepełniona goryczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz