poniedziałek, 11 grudnia 2017

Elizabeth Winder: Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Szczęście

Na początku tej historii Marilyn Monroe nie potrafi ubierać się jak dama, nie chce też przyjmować roli słodkiej blond idiotki. Zamierza wziąć sprawy zawodowe w swoje ręce i popracować nad wizerunkiem. Chce zrezygnować z towarzystwa tych ludzi, którzy nie mają na uwadze jej dobra, a tylko pieniądze. Zbiera siły do działania odważnego i bardzo trudnego. Na początku tej historii Marilyn Monroe jest nieco zagubiona, mocno rozczarowana dotychczasowym życiem i trochę zmęczona. Ale wie, że teraz wszystko zależy od niej. Wsiada w samolot i ucieka z Hollywood do Nowego Jorku. Może liczyć na pomoc przyjaciela, fotografa Miltona Greena i jego żony – oboje opiekują się Marilyn i zapewniają cieplarniane warunki – idealne schronienie dla kogoś, kto zostawił za sobą nieudane małżeństwo, nieudane kontrakty i niesatysfakcjonującą codzienność. Teraz, w 1954 roku, w Nowym Jorku aktorka może zacząć na nowo życie. Zakłada nawet własną wytwórnię filmową, żeby mieć wpływ na rozwój swojej drogi zawodowej. Pobyt w Nowym Jorku to nie wakacje, ale z pewnością odpoczynek od zmartwień. Aktorka może być sobą, cieszyć się ze spotkań z ludźmi, nadrabiać lekturowe zaległości i uciec od natrętnych fanów czy dziennikarzy. Niebagatelne znaczenie ma również obecność wiernych przyjaciół – bo Greenowie troszczą się o Marilyn jak o członka rodziny.

„Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia” to tom, który można by nazwać biografią optymistyczną. Autorka celowo sięga do momentu w życiorysie Marilyn, w którym aktorkabyła rzeczywiście szczęśliwa i spełniona – i drobiazgowo potraktuje jej doświadczenia w Nowym Jorku. Te zabawne – jak problemy z garderobą, te wzruszające – obrazy przyjaźni, ale i też flirtowo-romansowe. Tu nie ma miejsca na wizerunek bezmyślnej piękności, nawet gdy opowieść dotyczy akurat dbania o urodę i farbowania włosów. Elizabeth Winder bardzo dokładnie przygląda się pozafilmowym działaniom aktorki, żeby wyszczególnić jej pomysły na samorozwój. To publikacja poświęcona boskiej MM z pozycji fanki, osoby, które zależy na stworzeniu miłego obrazu, na uwierzeniu w szczęście bohaterki. Jakby opowieścią o zadowolonej z życia Marilyn Monroe mogła aktorce wynagrodzić cierpienia i upokorzenia, również te z „najlepszego” roku. Próbuje pokrzepić, wspomagać w nierównej walce, znaleźć – narracją – przeciwwagę dla showbiznesu. I to, chociaż na logikę nie ma prawa się powieść, udaje się nieźle. Elizabeth Winder ucieszy odbiorców takim portretem, bez poetyki brukowców, bez skarg, bez eksponowania gwiazdorstwa.

„Marilyn na Manhattanie” jest wycinkiem biografii, specyficznym, tematyzowanym. Akcentuje się tu przyjaźnie i rozrywki, wolny czas, ucieczkę od stresów i to od razu przenosi się na przyjemną lekturę dla fanów MM, ale również dla lubiących obyczajowe historie. Winder może się zajmować detalami, czerpać satysfakcję z towarzyszenia aktorce, poczuć się jak jej przyjaciółka. Uwzględnia w komentarzach różne aspekty codzienności w Nowym Jorku, cieszy się rzeczywistością, mimo że ma wiedzę na temat tragicznej przyszłości, wcale nie bardzo odległej. Rzadko pojawiają się na rynku tak okrajane relacje o dużym stopniu familiarności. Elizabeth Winder nie zależy nawet na przedstawianiu życia aktorki, a na nakreśleniu atmosfery jej towarzyszącej, nieuchwytnego (a często nieuświadamianego przez samą bohaterkę książki) stanu, który dopiero z dystansu da się zauważyć. Marilyn Monroe ma w tym wypadku realizować sen o sławie, pokazać odbiorcom nadzieję, radość i spełnienie. Autorka tomu ten efekt uzyskuje przez połączenie „materiału”, czyli wycinka życiorysu MM, oraz stylu pisania – bliskiego wręcz powieściom obyczajowym. Wyczulenie na emocje wychodzi tej książce na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz