Iskry, Warszawa 2017.
Dzikość czytania
Tych, którzy kochają książki, zawsze intrygują opowieści innych moli książkowych. Możliwość choćby tylko lekturowego pobuszowania po biblioteczkach innych ludzi – bibliofili, poszukiwaczy literackich kuriozów, stałych klientów antykwariatów – pokazuje, jak wiele czeka tu jeszcze na odkrycie. To szansa na inspirację albo znalezienie wspólnych czytelniczych wspomnień i skojarzeń, przegląd wydawniczych fanaberii i spora dawka ironii – śmiechu w obliczu wybitnie nieudanych publikacji. Czytanie o czytaniu to specyficzny rodzaj przyjemności lekturowej, dostępnej może nie wszystkim odbiorcom – za to jednoczący we wspólnej pasji. Cechą charakterystyczną prywatnych przeglądów książkowych zasobów jest mocne zindywidualizowanie stylu i treści wyznań, a to dla każdego miłośnika książek okazja do porównania doświadczeń, nie tylko do zabawy. Paweł Dunin-Wąsowicz występuje w swojej „Dzikiej bibliotece” z pozycji inteligenta – co dokładnie objaśnia w pierwszym eseju – a poza tym czytelnika i wydawcy, tropiciela wydawniczych nonsensów czy autora rzeczy niezwykłych. Eseje w jego opowieści są silnie tematyzowane. Przy okazji autoprezentacji pojawia się poszukiwanie literackich, fikcyjnych Duninów oraz wykrywanie obecności znajomych czy krewnych w literaturze (to wymaga szczególnego wtajemniczenia, bo nawet wiedza biograficzna nie zawsze pozwoli odkryć ślady inspiracji). Pisze Dunin-Wąsowicz o kolei jako o nietypowym hobby – odskoczni od literatury (ale że przygląda się przy tym tematycznym wydawnictwom, niespecjalnie ucieczka mu się udaje). Wraca pamięcią do dzieciństwa po to, by pokazać fascynujące zabawy w tworzenie własnych państw z rozbudowywanymi we wszystkie strony systemami społeczno-politycznymi. Umawia własne lekturowe odkrycia, śledzi inspiracje tematyką robinsonowską, komentuje pożyczanie ulubionych egzemplarzy i wybitnie cieszy się sprawdzaniem losów niektórych tomów. Zagląda do biblioteczek przyjaciół, kiedy chce podkreślić wspólnotę zainteresowań, czy drogę, jaką przebywają określone tytuły w ramach towarzyskich wymian. Znajduje miejsce na książki nieprzeczytane i na rozczulająco wręcz słabe. Odnosi się z taką samą pasją do literatury dziecięcej i młodzieżowej (uwzględniając lektury z własnego dzieciństwa, a i dzisiejsze propozycje, choćby z Powergraphu), co do dorosłych lektur rozrywkowych. Ale nie sięga raczej po masówkę, o wiele bardziej woli zagłębiać się w tomy zakurzone, zapomniane, pomijane w opracowaniach. Tu dzieje sie przecież znacznie więcej niż w książkach dostrzeganych i szeroko komentowanych. Dunin-Wąsowicz często odwołuje się do relacji towarzyskich, mieszając je z zawodowymi, pokazuje, jak zachowują się pisarze czy przytacza związane z nimi anegdoty powstałe przy okazji tworzenia tekstów dla Lampy. Pisze smakowicie. Osobista perspektywa jest tu stale przełamywana uniwersalną ironią, autor nie zamienia się w satyryka walczącego o puenty, ale potrafi uwypuklać komizm sytuacji czy komentarza. Jest „Dzika biblioteka” relacją czytelnika, ale czytelnika, który uwielbia oryginalność, egzotykę i poszukiwanie tego, co rzadko dostrzegane. Takie książki pisze się z pasji, wydaje się z pasji – i z pasji się czyta, bo przecież Dunin-Wąsowicz nie ma zamiaru wdzierać się do kanonu lektur literaturoznawców, wprowadza bardziej notatki na marginesach książek, dokłada własne świadectwo czytania dzieł (i pozbawionych ambicji dziełek), daje dowód erudycji. Jest w „Dzikiej bibliotece” radość dzielenia się lekturowymi refleksjami oraz skojarzeniami – i to potem się pamięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz