niedziela, 5 listopada 2017

Nina Riggs: Jasna godzina. Dziennik życia i umierania

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Przeżycie

Nina Riggs nie zajmuje się analizowaniem szans w leczeniu, odrzuca też narzekanie na los czy szukanie ratunku za wszelką cenę. W zasadzie na wiadomość o raku wydaje się być przygotowana. Nic dziwnego – w jej rodzinie ta choroba zabrała już wiele osób, teraz do odejścia – także za sprawą nowotworu – przygotowuje się matka Niny. Kiedy więc badanie wykazuje plamkę w piersi, autorka nie wpada w histerię. Poddaje się leczeniu, ale stara się też w miarę możliwości żyć normalnie. W końcu ma dla kogo: dwaj kilkuletni synowie i ukochany mąż dadzą jej potrzebne wsparcie, ale też nie chcą widzieć matki i żony zrozpaczonej czy załamującej się. „Jasna godzina. Dziennik życia i umierania” to rejestr czterech olejnych stadiów raka – i sposób na pogodną autoprezentację wbrew wszystkiemu. Bo rak Niny, mimo że wcześnie wykryty, nie poddaje się chemioterapii. Rozrasta się i wkrótce atakuje kolejne narządy. Nikt nie pyta, czy jest wyłącznie wynikiem obciążeń genetycznych, czy może także stylu życia – to nieistotne, teraz trzeba po prostu jak najlepiej wykorzystać pozostały czas. Szkoda marnować go na żale.

Nina Riggs nie rzuca się na realizację życiowych marzeń, nie chce zmieniać wiele w swojej egzystencji, skoro jest w niej spełniona i szczęśliwa. Razem z przyjaciółką, również chorą na raka, posługuje się czarnym humorem i rubasznymi zwrotami – żeby wypracować sobie wentyl bezpieczeństwa i opanować strach. Pokazuje codzienność, wraca do dawnych wspomnień – żeby znaleźć tematy równoważące kwestię nowotworu. Prezentuje siebie i swoją rodzinę jak w powieści obyczajowej, w krótkich, migawkowych rozdziałach – precyzyjnych i pozbawionych sentymentów. Akcentuje tu normalność, a do normalności należy też przygotowanie do rozstania z chorą matką. Raka przedstawia przez pryzmat wizyt w klinikach czy badań albo sposobów leczenia. Skoro traci włosy – opowiada o perukach, kiedy usuwają jej pierś – przedstawia wybieranie odpowiedniej protezy i przysługujących jej biustonoszy. Nie zagłębia się w specjalistyczne badania ani fachowe słownictwo, nie chce nikogo odstręczać trudną prozą. Raczej wybiera refleksję i ciepły humor. Zachowuje optymizm w narracji – nie pisze z pozycji męczennika, mimo że miałaby na to odpowiednie uzasadnienie.

„Jasna godzina” to literatura chorobowa, w której finał znany jest od samego początku, więc jedynym pytaniem czytelników będzie to, jak też autorka poradzi sobie z tematem opisanym już na wszelkie możliwe sposoby zarówno w literaturze faktu, jak i w fabułach. Nina Riggs zachęca do lektury pogodą ducha, rezygnacją z minorowych tonów. Umiera, ale nie daje tego w tekście odczuć, buduje swój autoportret z akcentowaniem siły i dzielności, przedstawia się mimochodem jako wzór do naśladowania dla innych chorych. Stawia na zwyczajność, ale potrafi ową zwyczajność zajmująco opisać. Utrwala swój obraz w świadomości innych – przetrwa dzięki dobremu tekstowi. „Jasna godzina” to książka, którą momentami trudno czytać bez emocji – ale autorka nie chce budzić litości. Wkracza w literaturę chorobową z własnym pomysłem na autoprezentację – realizuje go konsekwentnie i w sposób, który przekona czytelników. Umieranie w tym wypadku przestaje być istotne, liczy się to, jak dobrze wykorzystać pozostały czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz