Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
W walce
Paulina Młynarska dla wielu czytelniczek w życiowych sprawach będzie autorytetem, ale powinna jeszcze popracować nad wiarą w siebie. Bo na razie kompletnie niepotrzebnie uprzedza ewentualne ataki, przyznając się do rozmaitych słabych punktów na marginesie walki o prawa kobiet. Podkreśla, że nie ma matury, że robiła sobie operacje plastyczne, że cztery razy się rozwodziła, że cierpiała na depresję… To wszystko, co mogliby wytknąć jej przeciwnicy, wplata w bardzo osobiste wyznania i przykrywa ironią. Zapewnia hejterów, że nie czyta ich komentarzy (i to zapewnia wielokrotnie, co trochę psuje efekt). Te elementy nie pasują jakoś do wspólnego obrazu kobiety silnej, pewnej siebie i szczęśliwej w swoim życiu. Paulina Młynarska w zbiorze felietonów „Rebel” po raz kolejny walczy. Walczy z politykami, którzy za nic mają prawa kobiet, walczy z toksycznymi partnerami i z otoczeniem, które zawsze wie lepiej i wydaje łatwe sądy. Walczy ze stereotypami i z efemerycznymi modami. Piętnuje głupotę, ostrzega przed błędami w wychowywaniu dzieci. Komentuje na gorąco wydarzenia, które rozgrzewają opinię publiczną – ale po to, by pokazać ich długofalowe skutki, zwykle mało widoczne dla mas. Felietony z tomu „Rebel” nie są uniwersalne: odnoszą się do konkretnych sytuacji. A jednocześnie nie zestarzeją się szybko ze względu na trafne charakterystyki ludzi. Paulina Młynarska bez przerwy atakuje, a oberwać się może i politykom (z każdej strony) i… Krystynie Jandzie. Autorka walczy o sprawiedliwość, nie buntuje się dla samej idei. Zmusza do myślenia i używa racjonalnych argumentów. Oprawia je potem w sarkazm, cięty język i scenki z życia wzięte, żeby teksty nabrały lekkości i łatwiej docierały do odbiorczyń. Nie da się Młynarskiej odmówić szczerości i zaangażowania. Chociaż felietony są emocjonalne i tworzone pod wpływem chwili, a nie na zapas, ujmują rzeczowością. Dużo w nich celnych obserwacji, sporo osobistych doświadczeń. Stanowią zatem przyczynek do autobiografii, ale też swoistą kronikę wydarzeń.
Zaczepny ton felietonów skłania do podjęcia polemiki, ale najczęściej serdecznie pozdrawiani hejterzy nie potrafią znaleźć racjonalnych kontrargumentów i stosują krytykę ad personam. Widać to czasem, gdy autorka wraca do wyjątkowo głośnych wydarzeń i raz jeszcze wskazuje sedno swoich wywodów. Nie ukrywa, że jest feministką – ale nie wpada w histerię w walce o prawa kobiet, skupia się na sprawach naprawdę ważnych dla społeczeństwa, a nie na sztucznych podziałach. Pisze zapalczywie i bez oglądania się na konstrukcję poszczególnych tekstów ich długość i kształt po prostu dostosowuje do potrzeb tematu. Zgrabnie operuje narracją i samą formą felietonów. Dzięki temu udaje jej się zmienić to, co najważniejsze i uwypuklić same przesłania, podsycić zainteresowanie tematem i nauczyć empatii. Krytyce nie podlegają tu najczęściej ludzkie błędy – w końcu to normalna rzecz i przydarza się każdemu. Paulina Młynarska krytykuje za to łatwe osądzanie innych. Jest tym bardziej przekonująca, że wie, kiedy odnieść się do jednostkowego przykładu (i zyskać atmosferę zwierzenia), a kiedy zająć się kwestią społeczną w wymiarze ogólnoludzkim. „Rebel” to wartościowy zbiór felietonów. Jedno jest w nim kompletnie niepotrzebne: przeprosiny i usprawiedliwienia na początku tomu. Autorka tłumaczy się tam i z prowokacyjnego gestu na okładkowym zdjęciu, i z języka, czasami ostrego, pasującego do „grubej kreski”. To czynnik akurat najmniej w lekturze przeszkadzający, a jeśli ktoś na tym się skupia, to znaczy, że z jakiegoś powodu nie chce przeanalizować właściwych tematów przez autorkę poruszanych. „Rebel” dla wielu odbiorców będzie momentami niewygodny – ale o to właśnie chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz