sobota, 9 września 2017

Stephan Orth: Couchsurfing w Iranie. (Nie)codzienne życie Persów

WUJ, Kraków 2017.

Poznawanie

Stephan Orth jest kolejnym obieżyświatem, który korzysta z możliwości, jakie dają nowe media przy odwiedzaniu egzotycznych miejsc jak najmniejszym kosztem. Poznaje ludzi na portalach couchsurfingowych, zbiera kontakty do osób napotkanych na trasach, nie stroni od spotkań, nawet tych specyficznych. Dzięki tej otwartości trafia nawet… do zakazanej w Iranie grupy BDSM, a ta przygoda jest jedną z otwierających książkę „Couchsurfing w Iranie. (Nie)codzienne życie Persów”. Orth nie wie, jak życie zweryfikuje jego plany. Ma ogólny zarys wyprawy, ale często zdaje się na los – korzysta z zaproszeń, ofert i możliwości już na miejscu, bez specjalnego zastanowienia. Może zawrzeć fikcyjne małżeństwo na kilka dni albo udawać studenta, żeby uzyskać przedłużenie wizy. Dowie się, jak miejscowi rozwiązują problemy z zaopatrzeniem się w alkohol, przekona się również jednak, jak historia i polityka wpływają na codzienność mieszkańców. Stephan Orth to poszukiwacz przygód: chociaż w kontaktach z przedstawicielami władz wykazuje się daleko posuniętą ostrożnością (co nie uchroni go przed popełnieniem paru niemal szkolnych błędów), to już w relacjach z napotkanymi kobietami może sobie pozwolić na dowolne szaleństwa. Podróż to przygoda, nie da się jej ująć w sztywne ramy.

„Couchsurfing w Iranie” jest zatem przede wszystkim zapisem nowych doznań i odkryć spoza turystycznych szlaków. Autor nastawia się w pierwszej kolejności na analizowanie kontaktów interpersonalnych, opisywanie nowych znajomych i wydarzeń, w których dzięki nim uczestniczy. Podkreśla różnice kulturowe, ale o wiele chętniej wprowadza porównania wykazujące podobieństwo między młodymi ludźmi niezależnie od warunków, w jakich przyszło im żyć. Przedstawia tych, którzy mają odważne marzenia i nie poddają się przy pierwszych przeszkodach, pisze o sposobach na omijanie rygorystycznych zakazów. Nie wszystko może zaprezentować (również na zdjęciach), żeby nie narobić kłopotu swoim rozmówcom, ale i tak zyskuje barwny materiał. Swoje doświadczenia opisuje bez ściśle wyznaczonego planu, jest tu raczej miły dla czytających chaos pełen niespodzianek. Kiedy trzeba, autor przybliża kwestie historii lub sprawy społeczne, rzadko jednak przygląda się zabytkom czy miejscom do obowiązkowego odwiedzenia. Nie proponuje przewodnika dla turystów, ujmuje w słowa własną przygodę – niepowtarzalną i przez to atrakcyjną.

Przez książkę przewija się sporo ludzi. Orth wybiera drogę, która umożliwia mu zdobywanie coraz to nowych znajomości. Na początku autor nikogo nie odrzuca i nie ocenia, czasami musi pokonać ograniczenia językowe, ale wszystkich traktuje jako wartych uwagi. Przerywnikiem w opowieści są krótkie wymiany wiadomości, przeważnie po angielsku i z całym internetowo-smsowym slangiem. To pomaga jeszcze lepiej pojąć klimat relacji. Stephen Orth jest do tego delikatnym ironistą. Trochę na wzór Billa Brysona doszukuje się codziennych absurdów, które utrudniają egzystencję i zmuszają do niezwykłych zachowań. Potrafi opisywać rzeczywistość tak, by wydobyć jej komizm. Jeszcze trochę nie może się zdecydować, czy woli skupiać się na aspektach towarzyskich, czy na rozśmieszaniu odbiorców (satyra w tym wypadku wymaga dystansu) – ale i tak dostarcza czytelnikom lekkiej i barwnej lektury. „Couchsurfing w Iranie” to dowód na to, że do odważnych świat należy – autor przekonuje, że nie warto się poddawać w walce o realizowanie marzeń i śmiałych planów. Ta publikacja, dużo bardziej rozbudowana niż typowe podróżnicze dzienniki wypuszczane dzisiaj na rynek, a jednocześnie będąca czymś pomiędzy klasycznymi publikacjami podróżniczymi i dzisiejszymi emocjami z tras.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz