Akapit Press, Łódź 2017.
Lekcja muzyki
O ile matematyka jest w życiu potrzebna i nie ma co do tego żadnych wątpliwości, o tyle muzyka to przedmiot w szkole traktowany po macoszemu: rzadko spotyka się tu nauczycieli z powołaniem, którzy są w stanie zarazić uczniów artystyczną pasją lub przekonać do nauki w tej dziedzinie. W efekcie poza tymi, którzy kończą szkoły muzyczne, poziom wiedzy w ramach muzyki jest zwykle żenująco niski. Jordi Sierra i Fabra należy w ogóle do ludzi, którzy nie mieli w szkole muzyki – czego teraz żałuje i stara się dzieciom pokazać, że to motyw warty uwagi. Po „uśmierceniu” matematyka wraca do szkoły i znów wybiera trójkę uczniów opornych na wiedzę, którą przekazuje im pan Gustavo. Dzieci nie znają znaczenia symboli zapisywanych na pięciolinii ani nazw instrumentów. Nie wykazują zainteresowania hitami muzycznymi spoza swojego pokolenia. A nade wszystko nie rozumieją, dlaczego miałyby zdobyć się na wysiłek i uczyć się muzyki. Pasja nauczyciela jest im obca. Dlatego pan Gustavo decyduje się na szalony plan. Po rozmowie motywacyjnej z klasowymi leserami, kiedy wie już, że ma do czynienia z ludźmi inteligentnymi i musi tylko przełamać ich opory przed muzyką, wysyła im zdjęcie-ostrzeżenie. Wyznacza też pierwszą wskazówkę i czas na rozwiązanie kolejnych zadań. Bohaterowie nie mają pojęcia, że to tylko gra, sądzą, że pan Gustavo padł ofiarą niesnasek między nauczycielami. Podejmują wyzwanie nie z nudów, a żeby ocalić pedagoga. To wyścig z czasem i konieczność organizowania burz mózgów, ale również test sprawności z wyszukiwania danych w internecie. O ile bowiem w przypadku matematyki należało uruchomić logiczne myślenie, o tyle tu samo myślenie niewiele da, nie uzupełni braku podstawowych wiadomości. A skoro zagadki sami bohaterowie rozwiązują przy pomocy internetu, nie ma przy tym tak dużej adrenaliny jak w zbrodni „matematycznej”. Owszem, czas leci, a łamigłówki są zróżnicowane i wymagają sporych nakładów pracy, ale inaczej się je odbiera. Ma na to wpływ również wyeksploatowany za pierwszym razem scenariusz: jeśli wiadomo, że to tylko gra, trudniej zaangażować się w pełni w akcję.
„Zabójcza zagadka muzyka” to bardzo krótki tomik przesycony muzycznymi ciekawostkami. Numery rozdziałów wskazują piosenki z konkretnymi liczebnikami w tytułach, a tajemniczy gracz stale zmienia formy zadań: to wielka wykreślanka, literowy diagram z terminami muzycznymi, łączenie w pary autorów i dzieł, daty urodzin kompozytorów… Pojawiają się zaszyfrowane wiadomości i wskazówki, pojawia się też dziwny kurier, który ma doręczać kolejne przesyłki. Bohaterowie działają pod presją czasu, ale odkrywają też uroki muzyki – trochę na wyrost, w tym wypadku nie da się postępować tak zgrabnie jak przy matematyce. Tam dzieci przekonywały się, że mimo niechęci do przedmiotu coś potrafią, tutaj poległyby na pierwszych zadaniach, gdyby nie ściąga. Wcześniej Jordi Sierra i Fabra udowodnił, że matematyka nie jest straszna, teraz nie ma pomysłu na twórcze zagadki, w efekcie artystyczną muzykę zamienia na wkuwanie dat, nazwisk i pojęć. Dostarcza dzieciom trochę lekturowych przeżyć przez motyw kibicowania postaciom, umożliwia samodzielne (także z internetem…) rozwiązywanie zagadek, nie przekonuje jednak tak bardzo jak poprzednim razem, kiedy w grę wchodziło znalezienie zabójcy, a w zagadkach skrywały się podchwytliwe pytania i pułapki wymagające sprytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz