Powergraph, Warszawa 2017.
Gra formą
Radek Rak wyraźnie tęskni za opowieścią sowizdrzalską, a właściwie za parodią, która dodatkowo będzie się wpisywać w nurt modnych historii fantasy i zgromadzi nie tylko fanów tekstowych zabaw, ale i fikcji literackiej. Jego „Puste niebo” wydane w serii Kontrapunkty Powergraphu spełnia te warunki i pokazuje odbiorcom, jak swobodnie autor ogrywa konwencję. Na scenę wprowadza prostaczka, tego, który będzie dziwił się światu, zdobywał kolejne doświadczenia i dostawał kopniaki od losu –i który nie załamie się, choćby nie wiadomo co się działo: poddawanie się nie leży w jego naturze. Tołpi pozna smak pożądania i strachu, Tołpi będzie odkrywał ludzkie niegodziwości i przekona się, że życie nie jest łatwe. Radek Rak potrzebuje tej postaci dla odskoczni od realizmu w stronę absurdu, chociaż absurdu obficie podlanego rubasznością. U Tołpiego ludyczny humor jest wyznacznikiem świata, autor kreuje przede wszystkim warstwę literacką, a dopiero w drugiej kolejności akcję: ta pierwsza przejmuje dzianie się, ta druga staje się tylko niezbędnym uzupełnieniem, rodzajem spoiwa. Inaczej niż w przypadku powieści rozrywkowych, tutaj to język okazuje się bohaterem, a dokładniej: właściwym bohaterem tomu. Tylko język może rywalizować z Tołpim i w dodatku z nim wygrać. Tołpi doświadcza dowolnych rzeczy, najbardziej zbanalizowanych i oczywistych, obecnych w życiu każdego – a jednak w procesie przekazu owe rzeczy nabierają blasku. Rak bawi się baśniowością, lubi dodawać do całości poetyckie tony czy metafory. To oczywiście kontrastuje z niskim śmiechem i staje się powodem dla sięgania po tom. Nieprzypadkowo osią fabularną Radek Rak czyni… poszukiwanie księżyca. Poprzedni Tołpi rozbił, musi naprawić swoje winy, a w takiej misji nikt nie będzie chciał mu pomóc. Rak sięga po motyw drogi, tak standardowy dla historii fantasy, ale przerabia go na zestaw sowizdrzalskich anegdot: tu pojawiają się krótkie rozdziały, każdy jako zamknięta całostka. W coraz to dziwniejszych wydarzeniach Tołpi bierze udział, szereg niezwykłych – z punktu widzenia przyzwyczajonych do realizmu czytelników – miejsc odwiedza, styka się z przedstawicielami zawodów kojarzonych obecnie raczej z onirycznymi fabułami niż z rzeczywistymi postaciami. Radek Rak pełną garścią czerpie z konwencji, przerabia ją na swoją modłę i swoje potrzeby, a efekt, jaki uzyskuje, satysfakcjonuje w pełni. Jednocześnie nie daje zapomnieć o umowności tego świata, przez cały czas ją podkreśla sposobem relacjonowania przygód.
Tołpi to tylko narzędzie, dzięki któremu Radek Rak podkreśla warsztatowe szlify. Posługuje się autor literackimi odniesieniami, ale przede wszystkim zanurza w bogactwie językowych subtelności. Szuka synonimów pasujących do tego świata: musi być wyjątkowo precyzyjny. Każdą błahostkę próbuje zaprezentować jako scenę wartą uwagi, z rozdmuchaną narracją, ze słowną ekwilibrystyką, która okazuje się elementem nieodłącznie związanym z powieściową rzeczywistością. Tołpi nie porusza się w krainie wyobraźni: porusza się w krainie słów, gdyby rezygnować z ornamentów lingwistycznych – ten świat bardzo łatwo uległby destrukcji. Radek Rak opowiadałby wówczas przerażającą pustkę. Jest to zatem propozycja dość nietypowa i pokazująca czytelnikom, jak wiele może zależeć od samego podejścia do literackiego tworzywa. Rak zamienia się w poetę, barda, który przedstawia przygody charakterystycznego bohatera: ale ów bohater z kolei przesycony jest obrazem everymana. I tak w „Pustym niebie” przenikają się ironia z groteską, a baśń w warstwie tekstowej staje się najbardziej przyciągającym do śledzenia historii czynnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz