Rebis, Poznań 2017.
Love story inaczej
Julia niewieloma rzeczami może zaimponować. Uczy angielskiego tych, którzy marzyli o pracy, a na emigracji przekonali się, że bez znajomości języka niewiele zdziałają (nie wiedzą jeszcze, że nawet intensywny kurs nie pomoże w poprawieniu ich sytuacji). Wstydzi się zagadać do sąsiadki, chociaż marzy o poznaniu samej Elfride Jelinek. Julia skrycie wierzy w to, że napisze genialną powieść, która przyniesie jej sławę, ale każdy pomysł, na który wpada, ktoś już kiedyś wykorzystał. Ta bohaterka nie zadowolona z własnej egzystencji ma zwrócić na siebie uwagę odbiorczyń. Julia do kompletu podrywana jest przez bezdomnego. Ben to mężczyzna postawny, choć raczej niezbyt ładnie pachnący. Mieszka w krzakach, chodzi bez butów i w niczym nie przypomina filmowych amantów. Jednak wierzy w siebie i próbuje zdobyć serce Julii – mimo że wiele ich różni. Po początkowym etapie bezwzględnej fascynacji i zamieszkaniu razem (u Julii), bohaterowie zaczynają natrafiać w związku na problemy. Pytanie, czy taka relacja ma sens, powraca. A przecież Ben nie jest stereotypowym bezdomnym. Brak dachu nad głową nie wiąże się u niego z przykrymi nałogami. To inteligentny i wrażliwy człowiek, który w dodatku potrafi dostrzec i odpowiednio ocenić problemy Julii. Wsparcie finansowe w relacji na początku zapewnia ona. On zapewnia za to psychiczną stabilizację, uczy też partnerkę wewnętrznego luzu czy podejmowania odważnych decyzji. Bycie razem to duża odpowiedzialność, a i umiejętność wypracowywania kompromisów. W pierwszej fazie zauroczenia różnice nie mają większego znaczenia, łatwo też iść na ustępstwa, byle tylko zadowolić drugą stronę. Po pierwszych sprzeczkach jednak te ustępstwa zaczną urastać do oskarżeń partnera i mogą stać się zarzewiem większego konfliktu. Z takich obrazków składa się książka. Oparta jest na humorze – ale dość przewidywalnym, ostrym i jednowymiarowym. Jeden chwyt Emmy Abrahamson rozwija co pewien czas, brakuje w tym finezji. Tytuł przyciąga, ale zawartość nieco rozczarowuje – nie ma tu lekkości babskich czytadeł, raczej próby wskrzeszenia satyry na oczywistych motywach. Sam pomysł zastąpienia księcia z bajki cuchnącym facetem bez dachu nad głową sprawdziłby się lepiej, gdyby autorka potrafiła lepiej uzasadnić uczucia bohaterki. Przy bliższym poznaniu Ben okazuje się mężczyzną wartym uwagi, ale zanim do tego bliższego poznania dojdzie, brakuje uzasadnienia (przekonującego) dla zachowań Julii. I to mankament fabuły.
Autorka nie zamierza rozbudowywać narracji ani upodabniać tomu do kobiecych obyczajówek. Emocje są tu ostre i wyraziste, całość przypominałaby chicklit, gdyby nie temat. Nie tyle oryginalność zagadnienia, co realizacja sprawia, że trudno tę powieść jednoznacznie sklasyfikować a nawet ocenić. Emmy Abrahamson tak bardzo koncentruje się na kreatywnym punkcie wyjścia, że później nie starcza jej energii na uprawdopodobnienie historii. Przez to książka nie wciąga tak, jakby mogła. Prześmiewczość odbiera jej siłę rażenia – ale oczywiście czytelniczki, które dość mają ckliwych i rzewnych fabuł, odpoczną przy takiej propozycji. „Jak się zakochać w facecie, który mieszka w krzakach” to publikacja nie dla każdego, ale bardziej ze względu na rodzaj humoru niż ucieczkę od konwencji. Julia ze swoim ironicznym spojrzeniem na rzeczywistość staje się nieprzekonująca: gra przebojową, mimo że przebojowa nie jest w najmniejszym stopniu. Ta niespójność charakteru i zachowania nieco razić będzie podczas lektury. Ale i tak z ciekawości się po tę pozycję sięga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz