Iskry, Warszawa 2017.
Podróż po słowa
Podróżować można na wiele sposobów, dla Artura Nowaczewskiego wyprawy z dala od turystycznych szlaków to trochę możliwość samopoznania, zmierzenia się z wyzwaniami odległymi od cywilizacji i tam, gdzie ludzie nie zostali jeszcze zmanierowani przez komercję czy nastawienie na turystyczny biznes. „Hostel Nomadów” nie jest w żadnym razie dziennikiem podróży ani rejestrem doświadczeń globtrotera, to bardziej utrwalanie ulotnych refleksji, drobnych zdarzeń na trasie i spotkań z ludźmi, którzy za moment rozejdą się w różne strony, żeby już nigdy się nie spotkać. Nowaczewski jest obserwatorem, a jednocześnie poetą: zwraca uwagę na melodyjność fraz, chce, żeby jego historia płynęła swobodnie i by sam jej rytm był już powodem sięgania po lekturę. Dba o słowo w zakresie dzisiaj nieczęsto spotykanym. W efekcie to bardziej podróż w głąb siebie niż do Bułgarii. Autorowi nie zależy na odtwarzaniu tego, czym zajmują się kulturoznawcy i etnografowie, nie szuka sposobów na wierne opisanie lokalnych kultur i zwyczajów. Nie uogólnia – pojedynczy człowiek napotkany na drodze zostanie w relacji jednostką, nawet kiedy jego przykład dobitnie wskaże mentalność miejscowych, zakodowane w społeczeństwie przekonania lub relikty przeszłości. „Hostel Nomadów” pod tym względem wymyka się gatunkowym ramom. Nie jest to książka podróżnicza, nie da się jej też traktować jako zbioru esejów czy felietonów. Niby pojedyncze teksty są zamkniętymi całostkami, uzupełnianymi przez doświadczenia z różnych lat, jednak nie dążą do jednego, wyraźnie wytyczonego celu. Autor lubi wędrować, błąkać się po poznanych kiedyś terenach dla samej przyjemności przebywania z własnymi myślami. Jeśli zabłądzi – skorzysta z pomocy życzliwych zwykle miejscowych: ci albo podwiozą go do wskazanego szlaku, albo poczęstują tym, co akurat mają w domu i nie wezmą za to pieniędzy. Ale to okazja do kolejnej inspirującej rozmowy, do poznawania prywatnych historii. Nowaczewski nie idzie zatem w ślady badaczy i uczonych, ale uzupełnia ich dokonania o opowieści niby nieistotne, a wartościowe. Na nieuczęszczanych szlakach czekają też niespodzianki, choćby… spotkanie z fanem, który potrafi zacytować fragment wiersza…
Jest „Hostel Nomadów” książką niespieszną, relacją z beztroskiej włóczęgi po terenach kiedyś oswojonych i pokochanych. Artur Nowaczewski odkrywa górskie ścieżki dla siebie, przy okazji pokazując czytelnikom, dlaczego tak lubi wracać w te miejsca. Budzi tęsknotę za bezinteresownymi spotkaniami i czystą radością z dzielenia doświadczeń, jest przewodnikiem po tym, co już zapomniane lub nieuświadamiane. Podkreśla niemal pierwotną inność „dzikiej” Bułgarii, fascynację miejscem i mieszkańcami. Nie ma w tym egzaltacji ani poetyckich uniesień, autor stawia na naturalność – i w ten sposób najlepiej przekazuje emocje z wyprawy. Potrafi zajmować się rzeczami w codziennej gonitwie umykającymi czy ignorowanymi, przywraca uwagę międzyludzkim kontaktom. Znajduje metodę mówienia o tym, co mu bliskie tak, by ową bliskość poczuli też czytelnicy. „Hostel Nomadów” to publikacja, jakich niewiele się na rynku spotyka. Niespieszna, pozbawiona podręcznikowych zapisków (bo nawet kiedy Nowaczewski przybliża historię miejsca, to czyni to z fascynacji, a nie z obowiązku – więc przekonuje czytelników do śledzenia wiadomości). Taką narrację trudno spotkać – Artur Nowaczewski proponuje odbiorcom nie tylko podróż po mniej znanych terenach Bułgarii, ale i po możliwościach słowa. Ta książka fascynować może już ze względu na samą realizację tematu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz