niedziela, 30 lipca 2017

Agnes kocha jednorożce

Egmont, Warszawa 2017.

Marzenie

Marzenia trzeba spełniać, nawet te, które wydają się nierealne. W bajkach motyw realizowania niemożliwego staje się wręcz obowiązkowy, tak, żeby dzieci zrozumiały potęgę wyobraźni. Tomik „Agnes kocha jednorożce” jest prostą historyjką z przesłaniem, a do tego – dowcipnym wykorzystaniem stereotypu i teoretycznie przekreślonej już bajkowej konwencji. Wszystkie dzieci wiedzą, że jednorożce to istoty baśniowe i po prostu nie mają prawa istnieć. „Spalona” wydaje się też kwestia przesłodzenia, epatowania miłością do świata. Tymczasem „Agnes kocha jednorożce” to tomik oparty na tych dwóch wątkach. Agnes kocha jednorożce: śpiewa piosenki o tym, że kocha jednorożce, nie daje siostrom spać, gdy marzy o jednorożcach. Jednorożce wypełniają jej każdy dzień. To nieważne, że Agnes jest sierotą, to nieważne, że mogłaby spędzać czas z siostrami. Tylko jednorożca pokocha całym sercem. I dlatego znajduje zwierzę, które odpowiada jej wyobrażeniom o jednorożcu. Zyskuje dowód, że warto mieć marzenia i nie przejmować się nawet docinkami innych. Agnes w bajce kreowana jest na dziecko bardzo naiwne i komiczne w swoim zafiksowaniu na temacie jednorożców. Ta opowieść nie potrzebuje wielkiej fabuły – wystarczy charakterystyka bohaterki i jej jedna przygoda. Z zaskakującym najmłodszych finałem i humorem przepajającym całość tomik robi się całkiem zgrabny, dostarczy rozrywki dzieciom.

Gra z konwencją objawia się ciągłym przywoływaniem standardowych motywów z popprodukcji. Baśniowy jest fakt, że dziewczynki nie mają rodziców, bajkowa – słodycz miłości do jednorożców. Twórcy historyjki operują przesadą w kreowaniu małej Agnes. To dziewczynka tyle urocza co zabawna, zdolna jednak do wielkich poświęceń. Adoptowana przez Gru, zdobywa zabawkowego jednorożca, przeżywa nawet dramat, gdy zabawka może zginąć – tutaj zachowuje się nietypowo jak na kilkulatkę. To element z wielkoformatowych historii, pełnowartościowych i bogatych w różnorodne emocje, nawet takie, których dzieci wcale nie pożądają. Agnes zdąży sporo przeżyć, zanim znajdzie prawdziwego przyjaciela.

W planie opowieści twórcy umiejętnie wykorzystują motywy akceptowane przez odbiorców kina familijnego, ale tomik „Agnes kocha jednorożce” ma zróżnicowane nie do końca logicznie tempo. Dużo czasu zajmują błahostki, prezentowanie postaci, nieznaczące dowcipy. Tam, gdzie akcja przyspiesza i nabiera kolorów, opisy stają się aż do przesady skrótowe. Może dlatego, żeby mali odbiorcy nie zdążyli się przejąć biegiem wydarzeń, zmartwić czy współczuć Agnes tracącej pluszowego przyjaciela. Taka arytmia w prezentowanej fabule wywoła różne reakcje. Starsze dzieci zapewne wolałyby historyjkę bardziej rozwiniętą (i sięgną po prostu po streszczenie filmu), młodszym nie przeszkadza sposób relacji.

Dowcipne jest nie tylko przełamywanie konwencji. U Agnes pojawiają się bardzo licznie dodatkowe komentarze na marginesach prezentacji, absurd w piosence lub niespodzianki. Tekstu jest tu niewiele, więc żarty musiały zostać dopracowane i także zgrane z grafikami. Wszystko sprzyja tu komizmowi, ta bajka jest kwintesencją rozrywki. Zamiast klasycznych rysunków pojawiają się tu trójwymiarowe kadry obliczane na reakcję dzieci. Agnes cieszy swoimi minami i stosunkiem do jednorożców, jest bohaterką, która nie może zirytować. Nawet jej programowa słodycz to chwyt podbudowujący żarty. „Agnes kocha jednorożce” to rozwinięcie konkretnego – bajkowego – motywu z uwzględnieniem trendów kina familijnego. Może ta opowieść nie zapada zbytnio w pamięć, ale da najmłodszym możliwość połączenia się z bohaterką. Można spotkać w życiu jednorożca, jeśli tylko jest się gotowym na taki prezent. Historia z marzeniami na pierwszym planie przypomni odbiorcom o tym, że nigdy nie należy rezygnować nawet z najbardziej szalonych pomysłów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz