środa, 28 czerwca 2017

Sławomir Mrożek: Policja

Noir sur Blanc, Warszawa 2017.

Role

Istnienie policji ma sens tylko wtedy, gdy ktoś nie przestrzega prawa. Jeśli ostatni nieprawomyślny – przebywający aktualnie w areszcie – przekona się, że lepiej przyznać się do błędów i obiecać poprawę – odzyska wolność. To bezpowrotnie zmieni układ sił. Nie będzie już potrzebny Naczelnik Policji ani sama instytucja więzienia. Wprawdzie Sierżant próbuje sprowokować obywateli do buntu i pozyskać w ten sposób następnego skazańca, ale nie jest to proste (zwłaszcza że sam nie przekonał się do dziwnego zadania). W państwie wszyscy są szczęśliwi, nie ma powodów do narzekania. „Policja”, sceniczny debiut Sławomira Mrożka, to dzieło oparte na prostym satyrycznym chwycie – zamianie ról. Autor dokonuje tu odwrócenia, definiuje rzeczywistość zerojedynkowo: można być albo „dobrym” i wtedy nawet najmniejsza wątpliwość nie ma dostępu do umysłu człowieka, albo „złym”, jeśli pojawi się nawet drobna rysa na idealnym wizerunku. „Zły” automatycznie zyskuje rangę czarnego charakteru – z braku poważnych wykroczeń. A poważniejszych wykroczeń nie ma, skoro w państwie prężnie działa aparat policyjny. Tu wszyscy po prostu muszą być zadowoleni. Mrożek pisze sztukę pozornie oderwaną od codzienności, ustroju politycznego czy sytuacji społecznej, odżegnuje się od pozaliterackich skojarzeń i doskonale wie, że nikt mu w te zapewnienia nie uwierzy. „Policja” okazuje się w dodatku uniwersalnym komentarzem; do różnych rządów idealnie pasuje. Każdy odczytywać będzie tę drobną historię przez pryzmat własnych obserwacji i każdy dostrzeże geniusz Mrożka – mimo formalnej prostoty. Jego tekst zawiera szereg ważnych obserwacji. Sam Sławomir Mrożek w tym dramacie staje się satyrykiem. Tak rozwija akcję, by uwypuklać absurdy. Operuje stereotypami i oczywistościami, które wprowadzone w nowy kontekst zmuszają do weryfikowania ocen. Tu każdy ma swoje zadania narzucane z góry, ale autor przełamuje „rutynę”, by podkreślić nonsensy płynące ze ślepego posłuszeństwa. Zestawia pozorną swojskość z nierealnością modelowej krainy. Do odgrywania ról wszyscy są mocno przywiązani – zwłaszcza że dzięki temu nie muszą analizować własnych reakcji. Automatyzacja to kolejny środek komizmotwórczy uruchamiany przez Mrożka precyzyjnie. W „Policji” z wysiłkiem zbudowana quasi-stabilizacja za sprawą jednego tylko człowieka zaczyna obnażać słabości całego systemu.

Tutaj Sławomir Mrożek wybiera przejrzyste chwyty i rozmowy właściwie nienaturalne, podporządkowane absurdom. Ale też „Policja” nie ma być kopią prawdziwego życia – powinna za to uwypuklać pułapki i niebezpieczeństwa systemów totalitarnych. „Młody” Mrożek imponuje ostrością spojrzenia, ale też pomysłem uproszczonym do granic możliwości bez straty dla przesłań. Bohaterom nie wolno wykazywać się nadmierną inteligencją – oni tylko działają i dzielą się refleksjami na temat postaw. To czytelnicy będą mogli wyciągać wnioski z gorzkiej i przewrotnej przygody. Co ciekawe, „Policja” po latach znów nabiera blasku – a może też nigdy go nie traciła?

Niepozorny tomik to prawdziwa eksplozja satyry. Satyry właśnie, bo Mrożek buduje drugie dno historii, poza tym, że pozwala się odbiorcom pośmiać z absurdalnej sytuacji. Mrożek udowadnia również, że wszystko jest kwestią interpretacji. Jego bohaterowie są (już?) niewrażliwi na ironię, a w związku z tym stają się śmieszniejsi. A jednak „Policja” to tomik – i dramat – bardzo niebezpieczny. Warto przyjrzeć się tej publikacji, choćby dla porównania z bardziej znanymi dziełami tego autora, to nie ulega wątpliwości. Ale przede wszystkim badaczy humoru może zachwycić czystość stosowanych tu zabiegów komizmotwórczych oraz cyzelowanie puent. Niby wiadomo, jak może się potoczyć akcja – ale trzeba sprawdzić, jak to Mrożek rozwinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz