Iskry, Warszawa 2017.
Zachwyt istnienia
„Jeszcze tu jestem” mówi w pierwszym wersie Joanna Kulmowa. Ale tym, którzy jej poezję od dawna kochają, nie musi przypominać o swoim istnieniu: może być pewna, że fani czekają na tomiki z utęsknieniem. Bo Joanna Kulmowa pisze tak, jak nikt inny dzisiaj. Melancholię łączy z pogodnym uśmiechem oraz… rymami, które nienachalnie porządkują utwory, zajmuje się sprawami metafizycznymi, które zestawia nieodmiennie z prostotą, przyziemnością znaną czytelnikom z codziennego życia. Potrzeba jej poezji do uchwycenia ulotnego piękna i istoty świata, do prywatnych zachwytów i do autobiografii zapisanej w lirycznych spostrzeżeniach. „Jeszcze 37 wierszy” to zbiorek, który unika krzyku, za to staje się arkadią dla zabieganych i szukających wytchnienia. Kulmowa zwraca uwagę na otoczenie: rośliny i zwierzęta zazwyczaj mijane obojętnie, promienie słońca padające na drzewa. W zapatrzeniu w przyrodę od czasu do czasu odżywają skojarzenia intertekstualne – nawiązania do malarstwa, poezji, mitologii czy Biblii – zresztą motyw modlitw (chrześcijańskich i żydowskich) powraca tu równie często jak kojąca natura. Joanna Kulmowa w przestrzeni odnajduje ślady boskiej działalności, w rzeczywistości widzi przede wszystkim cud istnienia – jedyny zasługujący na opiewanie w wierszach. Posługuje się cytatami i archetypami, otwiera całe siatki konotacji, chociaż z pozoru nie zagłębia się w rozważania na poziomie filozofii. Z czystej i prostej radości istnienia płynie zrozumienie – pojęcie tego, co najważniejsze, a co normalnie umyka.
Ale nie zabraknie w tym zestawie westchnień egzystencjalnych. Joanna Kulmowa mocno akcentuje przemijanie, temat śmierci, a może raczej „tamtej strony” – przygotowuje sobie poetycką bramę do bliźniaczego wszechświata. Skoro każdy musi umrzeć, powinien najpierw żyć i przeżywać, zbierać doświadczenia i miniaturowe zachwyty. Nie ma w tych lirykach strachu przed odchodzeniem, nawet jeśli śmierć odbiera to, co teraz cenione. W tomiku „37” odchodzenie to motyw oswajany, wiążący się z tak akceptowaną i cenioną naturą. Joanna Kulmowa nie buntuje się na myśl o nieuchronnych zmianach. Zresztą w całej książce bunt zastępowany jest przez spokój i zrozumienie. Zdarza się nawet zamienianie złości na śmiech – odżywają tu tradycje danse macabre, karnawałowe metamorfozy.
Wiersze Joanny Kulmowej są niezwykle śpiewne, umuzyczniane w tonie i w formie. Poetka zresztą w jednym z liryków przyznaje „bez muzyki nie ma dla mnie wiersza”. Odrzuca katarynkowe rytmy i powtarzalność rozkładu akcentów, ale nie rezygnuje ze współbrzmień, które służą między innymi do podkreślania puent. Rymy u Kulmowej są dyskretne, więc nie osłabiają przekazu i nie infantylizują go, służą za to uwypukleniu harmonii i spokoju, wprowadzają ład do przemyśleń zamkniętych w formie wiersza. Sprawdzają się jako subtelne ozdobniki – bo przecież Joanna Kulmowa nie zaśmieca swoich wierszy agresywną retoryką, odrzuca przepych środków stylistycznych. Pozostaje przy naturalności, a nawet swoistej naiwności w obliczu świata. To zbiorek skojarzeń lapidarnych i precyzyjnych, choć na pierwszy rzut oka - mało znaczących. Nigdy nie wiadomo, jaki drobiazg urośnie do rangi przesłania, co wpasuje się w naturalną pogodę ducha i w wiersz bez wygórowanych oczekiwań. Jest „37” tomikiem, który kompletnie nie pasuje do dzisiejszych mód w poezji. Kulmowa ze swoją dobrotliwością pozwala zatrzymać się nad samym szczęściem istnienia. Wiersze zebrane w tej publikacji to miniaturowa lekcja zadowolenia z bycia – bez żadnych oczekiwań czy roszczeń. Tu istnieje się naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz