Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Nieobecność
Detektyw Pozytywka zniknął bez śladu. W jego pracowni zostały tylko resztki zeschniętego ciasta, którym kiedyś poczęstowała go mała sąsiadka (zresztą detektyw Pozytywka odkrył wtedy prawdę, którą dziewczynka usiłowała zamaskować). Sąsiedzi angażują się w śledztwo, ale jest im o tyle trudniej, że żaden nie prezentuje choćby w przybliżeniu takiej błyskotliwości jak detektyw Pozytywka. Grzegorz Kasdepke zyskuje za to nowy motyw i dobre wyjaśnienie powrotu do porzuconej postaci lubianej przez maluchy. Detektyw Pozytywka jest tutaj wielkim nieobecnym – ale rytm opowiadań wykorzystuje już sprawdzoną formułę. Postacie spotykają się – przypadkiem lub nie – żeby mówić niespodziewaną sytuację i zastanowić się nad losami detektywa. Skoro się spotykają – zaczynają rozmawiać. A w rozmowie pojawiają się zagadki i wiadomości fałszywe, które pozwolą odkryć prawdę i zdemaskować kłamców. Grzegorz Kasdepke stara się unikać tendencyjności – w tym tomiku rozmowę prowadzi nie do momentu czytelnej wskazówki, rozbudowuje ją trochę poza treści istotne dla detektywów – gdy zamyka rozdział, wskazuje poprawną odpowiedź, czyli rozwiązanie zagadki, ale nie tłumaczy, skąd wiadomo, że dany bohater skłamał lub miał rację. To zadanie dla dzieci – otrzymują one jednoznaczną odpowiedź i samodzielnie muszą dojść do jej uzasadnienia. Dla tych mniej spostrzegawczych przygotowany został klucz na końcu tomiku, ale Grzegorz Kasdepke nie sięga po wybitnie trudne tematy – przynajmniej częściowo zahacza o wiedzę odbiorców lub o ich codzienne obserwacje. Za cel stawia sobie uczenie logicznego myślenia – wymaga nie tylko spostrzegawczości (i skupienia na czytaniu), ale też prób kojarzenia faktów.
Chociaż detektywa Pozytywki tu nie ma, dzieci mogą znów wcielić się w jego rolę – nie brakuje w tomiku postaci, które przenikliwie przyglądają się otoczeniu i wciąż analizują przesłanki. Kasdepke odwołuje się między innymi do określania czasu za pomocą rzucanego przez słońce cienia, do oceniania, czy ktoś jest w domu, po ulotkach leżących na wycieraczce, sięga nawet do astronomii, żeby udowodnić jednemu z bohaterów mijanie się z prawdą. Stawia na to, co bliskie – a jeśli dzieci nie posiadają jeszcze wiedzy potrzebnej do rozwiązania zagadki, nauczą się czegoś dzięki podpowiedziom. To rozrywka w pewnym sensie interaktywna – lektura nie kończy się z chwilą przeczytania całego opowiadania, wymusza jeszcze na dzieciach uwagę i analizowanie danych. Tutaj historia o detektywie zamienia się w zabawę w detektywa. Jeśli coś ma maluchy zachęcić do czytania – to tylko obietnica uczestniczenia w takich rozrywkach. Z kolei dzięki usunięciu detektywa Pozytywki w cień autor trochę odświeża formę, wprowadza element zaciekawienia. Sekretem łączy kolejne opowiadania w jedną historię – czasem przetykaną retrospekcjami czy skojarzeniami występujących bohaterów.
Jest to tomik nieduży objętościowo, dzieci mogą na nim ćwiczyć samodzielne czytanie – i rozwiązywanie zagadek (dla rodziców przesłanki są aż nadto czytelne, warto więc zostawić pociechę sam na sam z książką i pozwolić odkrywać wielkie tajemnice postaci). Jak zwykle Kasdepke operuje też humorem. „Tajemnicze zniknięcie detektywa Pozytywki” to lektura rozrywkowa – mimo nastawienia na edukowanie najmłodszych. Piotr Rychel dotrzymuje autorowi kroku w ilustracjach, bawi się zwłaszcza karykaturami, zniekształcaniem form i zmianami perspektywy – chociaż w drobnych rysunkach imituje kadry z trójwymiarowych kreskówek. „Tajemnicze zniknięcie detektywa Pozytywki” to kontynuacja cyklu bardzo wśród kilkulatków popularnego – i całkiem udany powrót na rynek detektywa (którego tu przecież na razie nie ma).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz