Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Przygoda na torach
Jeszcze przed pociągiem Tomkiem, bohaterem popularnej kreskówki, a w konsekwencji również książeczek dla maluchów, zaistniał w świadomości dzieci Charlie, stary parowóz, który miał ulubioną piosenkę i poczucie ogólnego szczęścia. Charlie wyróżniał się czymś jeszcze: mianowicie – był żywy. Nie tak jak dzisiejsze ożywiane zabawki. Charlie nie był maszyną, a istotą myślącą i czującą. Był wyjątkowy, co wiedział przede wszystkim jego przyjaciel, maszynista Bob. Kiedy obaj bohaterowie przekonali się nawzajem o swojej wyjątkowości, spędzali cały czas razem. Aż w końcu nadszedł ten okrutny moment, który wymusza postęp cywilizacyjny: Charlie został odstawiony na bocznicę. Bez względu na to, że czuł się jeszcze na siłach, by pracować, bez względu na to, że praca była dla niego wszystkim. Niepotrzebny i opuszczony, płakał w samotności łzami ze smaru – ale nadszedł dzień, w którym nowoczesna lokomotywa zawiodła, a wtedy tylko Charlie mógł uratować sytuację. Beryl Evans opowiada historię o przyjaźni i oddaniu – w starym stylu (w końcu książka powstała w 1942 roku), ale tak, że przesłanie ani trochę się nie starzeje. Dla odbiorców wszystkie uczucia i stany będą zrozumiałe, podobnie jak reakcje postaci. Nie ma tu przekłamań, dzieci szybko uwierzą w prezentowaną sytuację i zaczną kibicować Charliemu. Ten bohater da się lubić – robi coś, co kocha, czerpie radość ze swojej prostej codzienności, spełnia własne marzenia, a w dodatku ma wiernego prawdziwego przyjaciela. Płaszczyzna emocjonalna jest jednym obszarem przyciągania odbiorców. Drugim jest – oczywiście – wprowadzenie bohatera ciekawego z punktu widzenia dzieci. Samochodziki, pociągi czy samoloty to stały element codziennych zabaw maluchów – a kilkulatki często chcą antropomorfizować zabawki. Charlie jako „prawdziwa” lokomotywa jest więc zachętą do zapoznania się z historią. Na długo przed powstaniem Tomka stał się uosobieniem dziecięcej wyobraźni. W tomiku z prostą przygodą Charliego najbardziej liczy się jednak przejście do potężnych przeżyć. Uczucia parowozu są jasne: radość zamienia się w rozczarowanie i poczucie odrzucenia, jednak bohater ma jeszcze okazję udowodnienia swojej przydatności – w pewnym stopniu daje nauczkę tym, którzy w niego nie wierzyli i skazali na powolną śmierć z dala od marzeń. W grę wchodzą również ludzkie doznania: poza Charliem liczą się tu tylko mężczyźni, lub – jako tło – dzieci. Dorośli nie rozumieją potrzeb lokomotywy, tak samo jak nie dociera do nich czasami świat przeżyć dzieci – odbiorcy mogą się utożsamiać z postacią i mocniej przeżywać historię.
Jest to książka ważna, potrzebna i ciekawa – również z uwagi na realizację. Imponuje pod względem literackim, dostarcza kawałka narracji na wysokim poziomie. Na przykładzie tej książeczki można pokazywać różnice między elegancką klasyką a nonszalancją literatury pop. Tu nie ma uproszczeń ani obniżania poziomu, historia, chociaż krótka (i dość konwencjonalna), sprawdza się idealnie również w kwestii wyrabiania gustu u najmłodszych. Tu czytanie to nie tylko śledzenie fabuły – to również zanurzenie się w przyjemnie stworzony tekst. Tomik ma tylko jedną wadę: ilustracje wykorzystujące te oryginalne. Nie byłyby one problemem, gdyby nie dość upiorny wygląd Charliego. Lokomotywa, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak z sennych koszmarów, daleko jej do piękności – i bardzo daleko do wygładzanych standardów dzisiejszych komputerowych obrazków. Owszem, Charlie na rysunkach ma swój charakter, ale co z tego, jeśli co wrażliwsze maluchy po prostu przestraszy. Jego wizerunek zestawiany zostaje z typowo amerykańsko-komiksowo-disneyowskimi sylwetkami ludzi: osoby z otoczenia parowozu są jak żywcem wyjęte z kreskówek estetyki lat50. I to połączenie podkreśla jeszcze brzydotę Charliego. Dobrze, że pokazuje się odbiorcom – nie tylko dzieciom – klasykę w najpełniejszej wersji, ale trzeba też pomyśleć o wpływie tych ilustracji na najmłodszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz