PWN, Warszawa 2017.
Dzieła
Umiejętność zadawania celnych pytań może się stać całkiem dobrym czynnikiem zachęcającym do zainteresowania dzieci malarstwem i rzeźbą. Tomik Susie Hodge „Dlaczego sztuka pełna jest golasów” to sposób na zapoznanie małych odbiorców z ważnymi pracami, nazwiskami i nurtami – a przy okazji próba zwrócenia uwagi na możliwości i wybory artystyczne. Po takim przeglądzie dzieci nie pomyślą już, że wizyta w galerii lub muzeum jest nudna – a do tego będą kojarzyć dzieła, które znać po prostu trzeba – bez wysiłku, a dzięki zabawie lekturowej. Susie Hodge wybiera bowiem takie obrazy czy rzeźby, które i tak prędzej czy później trafiłyby do świadomości odbiorców – ale układa je w pełną odkryć podróż, za każdym razem akcentując inne motywy. Rzecz jasna wybór dzieł jest subiektywny i każdy dorosły natychmiast wskaże kilka obrazów, których mu brakuje – ale tomik może stać się wstępem do ciekawych poszukiwań, a ponadto i tak cechuje go różnorodność. To zestaw smakowitych ciekawostek i trafnych pytań – chociaż na niektóre część dorosłych szukałaby innych odpowiedzi – choćby w przypadku pytania, czy istnieją brzydkie pomniki…
Na rozkładówce pojawia się ciekawe zagadnienie – intrygujące pytanie (o lekko dziecięcym brzmieniu, Susie Hodge imituje tok myślenia maluchów i ich dociekliwość) – oraz krótkie rzeczowe wyjaśnienie wzbogacane o definicje, pojęcia i nazwiska – lub temat danego dzieła. Każda reprodukcja ma tu swoją metryczkę (dane autora, tytuł i datę powstania dzieła), każda stanowi też ilustrację do bardziej uogólnionych spostrzeżeń z krótkiego tekstu. Teksty są pełne pogrubień (zaznaczanie co ważniejszych wiadomości), ale zostały stworzone jako ciekawostki, dynamiczne i anegdotyczne komentarze – więc czyta się je z dużym zainteresowaniem i czasem aż szkoda, że są tak skrótowe. A skrótowe być muszą, żeby na rozkładówce zmieściły się jeszcze obrazy lub rzeźby – i to w rozmiarach umożliwiających dokładne obejrzenie szczegółów. Mali odbiorcy, którzy poznają ciekawe fakty, muszą od razu mieć szansę sprawdzenia ich w praktyce – to również sprzyja utrwalaniu wiedzy. A że lektura jest rozrywkowa – propozycja Hodge to strzał w dziesiątkę.
W dodatku autorka wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tych, którzy łatwo się znudzą „zwykłym” czytaniem. Powiązuje ze sobą kolejne kwestie w sposób prosty – za pomocą dodatkowych pytań wieńczących opowieść. Podaje przy tym numer strony, na której spodziewać się należy komentarza. W ten sposób czyta się tom nielinearnie, zaspokajając pierwszą ciekawość. To atut dla dzieci, które mogą dzięki temu same zdecydować, o czym dowiedzieć się w dalszej kolejności. Autorka natomiast wykorzystuje pierwsze zainteresowanie odbiorców – i pozwala kontynuować przygodę z dziełami sztuki. W niczym ta książka nie przypomina nudnych katalogów: to dowód, że wielkimi dziełami można się też bawić. Tomik ma charakter edukacyjny, nie ulega wątpliwości, że podstawowym efektem będzie w tym wypadku umiejętność wskazywania charakterystycznych nurtów, a nawet – nazwisk. Ale to wiedza zdobywana w przyjemny sposób, Hodge rzeczywiście wie, jak zadawać pytania, żeby znaleźć wspólny język z maluchami. Od czasu do czasu wprowadza dla dzieci drobne zadania interpretacyjne czy wyszukiwankowe. Poza tym zdaje sobie sprawę, że zasugerowanie różnych mód i możliwości w sztuce może też zaowocować eksperymentami w dziecięcej twórczości – i również dlatego warto tę książeczkę podsuwać dzieciom jak najwcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz