poniedziałek, 27 marca 2017

Kevin Sands: Klucz Blackthorna

Wilga, Warszawa 2017.

Alchemia

Mistrz farmacji (a nieoficjalnie – wybitny alchemik), Benedict Blackthorn jest aptekarzem, który opiekuje się Christopherem i przyucza go do zawodu już od kilku lat. Christopher wie, że jest wielkim szczęściarzem – mistrz rzeczywiście przekazuje mu swoją bezcenną wiedzę, a do tego zapewnia dom, jakiego chłopiec nigdy nie miał. Jednak okolicą – i całą Gildią – wstrząsają doniesienia o kolejnych okrutnych morderstwach. Giną londyńscy mistrzowie, a sprawca – lub sprawcy – wykazuje się bezwzględnością i okrucieństwem. Podejrzenia kierowane są na wyznawców Kultu Archanioła, ale nawet w samej Gildii znajdą się tacy mistrzowie, którzy dla zysku nie cofną się przed niczym. Do niedawna Christopher mógł razem z przyjacielem celować w dziecięcych wybrykach, zachowywać się nieodpowiedzialnie i sprawiać problemy. Ale kiedy Blackthorn ginie, przed samą śmiercią wyrzucając nastolatka na ulicę, pojawia się tajemnica. Blackthorn był wielkim miłośnikiem szyfrów i pasję przekazał swojemu uczniowi. Teraz Christopher stopniowo odkrywa kolejne wskazówki, by rozpracować kwestię morderstw – i ocalić własne życie. Kevin Sands buduje złożoną intrygę, szczególnie duży nacisk kładzie na sekrety, szyfry i niebezpieczeństwa.

„Klucz Blackthorna” to powieść o niespiesznej narracji. Autor pozwala rozkoszować się alchemicznymi zdobyczami, płynami, które w razie potrzeby rozpuszczą metal lub zamienią się w klucz. Środowisko farmaceutów – doskonale zorientowanych we właściwościach roślin – zna sporo nietypowych rozwiązań. Blackthorn dodatkowo chętnie posługuje się kodami. Jeden czytelnicy otrzymają razem z kluczem – będą mogli spróbować swoich sił w odczytywaniu zaszyfrowanych wiadomości. Pozostawia swojemu uczniowi pas z przeróżnymi specyfikami, przedmiotami i substancjami, które, odpowiednio użyte, pozwolą wydostać się z różnych opresji. To wszystko sprawia, że historia przypominać zaczyna fabularną grę komputerową. Bohater ma do dyspozycji określoną liczbę przedmiotów, ale musi sam wymyślić sposób ich użycia – i odpowiedni moment. To wymaga logicznego myślenia, odwagi i wiedzy – jest jak ważny egzamin. Równocześnie autor nie odsłoni pewnych zagadek, dopóki nie zostaną rozwiązane poprzednie. Stopniuje wyzwania. Podobieństwo do gier komputerowych istnieje tu w planie rytmu książki, bo same sekrety wymagają bardziej skomplikowanych działań niż proste wykorzystanie posiadanego przedmiotu. Jednak i tak tym, co najbardziej oddala tom od tego skojarzenia, jest udana narracja.

Kevin Sands pisze dla młodych czytelników, ale stara się nie dawać tego po sobie poznać. Traktuje odbiorców z pełną powagą, fundując im przejście do kuszącego innością świata fantastyki zakorzenionej w odległej przeszłości. Precyzyjnie odmalowuje możliwości i zagrożenia, pamięta o hierarchii w Gildii – tu żaden uczeń, choćby miał najlepsze intencje i uczciwością przewyższał dorosłych, nie może pozwolić sobie na szczerość czy gwałtowne reakcje w obliczu zła. „Klucz Blackthorna” na początku budzi ciekawość przez serię morderstw i atmosferę grozy w Londynie. Później, gdy autor wprowadza odbiorców coraz bardziej w świat alchemików, czaruje możliwościami dziwnych substancji. Przez cały czas natomiast pamięta o tym, by zapewniać odbiorcom skondensowaną fabułę, burzliwą opowieść, w której bohater dojrzewa i staje się coraz bardziej zaradny mimo braku ochrony w postaci dobrego mistrza. Kevin Sands wykorzystuje stereotypy, ale z wielką wprawą i pomysłem – a to przecież debiut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz