poniedziałek, 13 lutego 2017

Zbigniew Mikołejko: Żywoty świętych poprawione ponownie

Iskry, Warszawa 2017.

Bez świętości

Niebo jest pełne świętych (według wyliczeń podanych w tomie – jest ich tam 2600). Zbigniew Mikołejko zajmuje się zaledwie małą ich cząstką, skupiając się na tych postaciach, które miały coś wspólnego z Polską (lub po prostu były Polakami). „Żywoty świętych poprawione ponownie” to tom potężny, objętością przewyższający Katechizm Kościoła Katolickiego – ale przeznaczony nie dla tych, którzy szukają utwierdzania w wierze lub hagiografii, a dla czytelników zainteresowanych historią i obyczajowością. Zbigniew Mikołejko sięga po sylwetki wpisane już w świadomość odbiorców, tyle że rozbija legendy i wersje powielane trochę mitotwórczo. Nie interesuje się katalogiem cudów ani dowodami na świętość za życia i po śmierci postaci. Rezygnuje – na szczęście – z komponowania wzniosłych życiorysów i z kaznodziejskich tonów (dlatego też nie podejmuje się rejestru cudów: musiałby równolegle prowadzić ich oceny, a nie byłby w stanie ukryć sceptycyzmu). Święci to punkt wyjścia dla ukazania wycinka przeszłości kraju, z jego społeczno-politycznymi uwarunkowaniami.

Zbigniew Mikołejko wciąż poprawia i ulepsza swoją książkę, a fakt, że publikuje ją poza katolickimi wydawnictwami (W.A.B., a teraz Iskry) pokazuje dobitnie, że nie o kanoniczne żywioły świętych mu chodzi. Poszczególni bohaterowie zyskują tutaj drobne komentarze dotyczące rzeczywistości, w jakiej funkcjonowali. Autor przytacza konteksty polityczne (zwłaszcza w czasach panowania pierwszych królów – te są przecież rzadko uświadamiane czytelnikom), pyta, skąd brało się dążenie do świętości, ale unika banałów z ujednolicanych na potrzeby wiernych biografii. Stroni też od legend. Często dla czystej lekturowej przyjemności odnosi się do cytatów z dawnych kronik czy opracowań sprzed wieków. Zestawia wówczas z dzisiejszym światopoglądem nie tylko specyficzny język, ale i różnice w postrzeganiu określonych typów zachowań. Weryfikuje sądy, stara się rozwiewać wątpliwości, a niekiedy po prostu opatruje co bardziej fantastyczne fragmenty nawiasowymi wykrzyknikami (znajdą się strony, na których roi się od sic!-ów). Uwielbia złośliwą ironię i co pewien czas przyznaje się do podszeptów „diabła”, który nakazuje sceptyczne podejście do rewelacji. Im bardziej komicznie brzmią dzisiaj wyimki z życia świętych, tym bardziej lekko podchodzi do nich autor, momentami zamieniając się prawie w felietonistę. Sam nieźle się przy pracy bawi i chce, żeby inni też otrzymali swoją porcję rozrywki. A przy tym nie zamienia się w prześmiewcę szargającego uczucia religijne innych. Wyśmiewa ludzkie przywary lub naleciałości, nie kwestionuje za to (i też specjalnie nie analizuje, co najwyżej wymienia, a i to rzadko) powodów, dla których wybrani zostali dołączeni do szeregu świętych.

Chociaż w tytule to „Żywoty świętych”, autor nie sili się na pełne biografie. Części zwyczajnie nie można odtworzyć, bo jedyne, co pozostało, to hagiograficzne wzmianki z miejscami pustymi tam, gdzie największa jest ciekawość odbiorców i autora. Mikołejko żywotom świętych przygląda się od ludzkiej strony, dopowiada do biografii kontekst – samą biografię przytaczając na tyle, na ile jest to potrzebne dla zrozumienia przyszłej świętości. Jedyny wyjątek czyni dla Karola Wojtyły – i tu widać, jak męcząca (i jak rozbudowana w stosunku do siedmiusetstronicowej „podstawy”) byłaby wersja ze szkicami biograficznymi zamiast celnych esejów. Oczywiście motyw papieża Polaka (liczący prawie sto stron) dla wielu odbiorców będzie ważnym powodem sięgnięcia po książkę – ale stylistycznie niezbyt pasuje do pozostałych tekstów z tomu. Zbigniew Mikołejko daje odbiorcom pojęcie o tym, skąd wzięli się „polscy” święci – i jaką rolę odgrywali wśród sobie współczesnych i dlaczego w ogóle interesować się nimi z dala od kościelnych tekstów. Umiejętne połączenie sacrum (przyszłej i już wiadomej świętości) i profanum (aktualnych życiowych spraw) bardzo ubarwia sylwetki bohaterów tomu i sprawia, że publikacja zaintryguje także zsekularyzowanych czytelników. Zbygniew Mikołejko pisze ze swadą i ogromną erudycją, sięga po rozmaite źródła (raz historyczne, raz… literackie) i nie opiera się tylko na tym, co czytelnicy znają od najmłodszych lat: znane wszystkim legendy traktuje jak odnośnik, dodatek do opowieści, a nie ich sedno. Jest tu sporo smakowitych cytatów, podbarwionych jeszcze ironią autora, jest znakomite wyczucie rytmu i wagi problemów. Jednym spodoba się ujęcie tematu – innym łączenie w stylu klasycznej elegancji i dowcipu, który nie krzywdzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz