sobota, 11 lutego 2017

Morris, Goscinny: Lucky Luke. Dyliżans

Egmont, Warszawa 2016.

Przeprawa

Na dyliżanse kompanii transportowej Wells wciąż napadają bandyci. Żaden dyliżans nie może już gwarantować bezpieczeństwa, a w konsekwencji spada zaufanie do firmy. Klienci rezygnują z jej usług i nic nie jest w stanie tego zmienić. Ale zanim szef ogłosi bankructwo, podejmuje jeszcze jeden bardzo ryzykowny krok. Postanawia w niebezpieczną trasę wysłać dyliżans z pasażerami oraz skrzynią pełną złota. Żeby przywrócić społeczne zaufanie, zatrudnia Lucky Luke’a, najsławniejszego kowboja – jako ochroniarza. Informację o niecodziennym wydarzeniu upublicznia przez prasę i plakaty rozlepiane na trasie tak, by żaden bandyta nie przeoczył szansy na szybkie wzbogacenie się i zyskanie sławy w przestępczym światku. Dodatkowe atrakcje zapewniają już sami pasażerowie: kaznodzieja, nałogowy hazardzista, fotograf liczący na sensacyjne zdjęcia czy dama z mężem-pantoflarzem. Towarzystwo przemierza trasę od gospody do gospody, wplątując się w najdziwniejsze wydarzenia, a Lucky Luke usiłuje przewidzieć zagrożenia oraz pułapki na drodze. Jest w końcu najlepszy. A poza tym to jedyna nadzieja kompanii na odniesienie marketingowego sukcesu. Lucky Luke nawet w chwilach grozy nie traci poczucia humoru, więc jeszcze łatwiej go polubić.

„Dyliżans” to komiks wykorzystujący stereotypowe już elementy westernu, wykorzystujący konwencję dla ciągłego podsycania śmiechu. Mistrzowski duet Morris i Goscinny zapewnia przejrzystą opowieść z oczywistymi zwrotami akcji, ale też z przepięknymi puentującymi sytuacje detalami. Autorzy śmieją się ze wszystkiego: damsko-męskie relacje, bandyci przygotowujący zasadzki, konie inteligentniejsze od jeźdźców… bez przerwy pojawia się poza rytmem podróży coś, co odwraca uwagę od zasadniczej misji bohatera. Pewne sytuacje okazują się wyjątkowe, ale inne układają się w serię, za każdym razem doczekując się oryginalnego i komicznego rozwiązania. Na przykładzie „Dyliżansu” można by przeanalizować całkiem sporo komizmotwórczych chwytów. Powody do śmiechu dla dzieci (i dla dorosłych, dla nich zresztą dużo więcej) to nie ostatni argument za sięgnięciem po klasykę komiksu. Morris popisuje się tutaj precyzyjną kreską (wiele razy uwagę zatrzymywać będą pojedyncze kadry z minami postaci lub bezsłownymi komentarzami do akcji). Goscinny za to prowadzi wyobraźnię czytelników tak, by całkowicie nad nimi zapanować. Gra nieprzewidywalnością przy uwielbieniu dla konwencji, gatunek zapewnia mu sporo nowych interpretacji. W efekcie „Dyliżans”, który już na poziomie tytułu pokazuje, że historia należy do przeszłości, zamienia się w komiks wciąż ciekawy.

Idealizowany bohater spotyka tu swoje odzwierciedlenie – woźnica dyliżansu (fizycznie – przeciwieństwo kowboja) ma podobne poczucie humoru i podejście do zagrożeń. Jest rubaszną wersją ideału, a to zawsze się sprawdza. Ale autorzy przygotowali całą gamę typów postaci – każdy, kto wsiada do dyliżansu, i każdy, kogo podróżni spotkają w zajazdach, zasługuje na uznanie za sprawą precyzyjnych kreacji i bezbłędnych charakterystyk. Tutaj nie ma postaci zbędnych, każda wnosi jeśli nie informację, to coś do kolorytu lokalnego. W efekcie – dostarcza radości.

Wydawnictwo Egmont wznawia serię komiksów z przygodami Lucky Luke’a. Ten powrót do klasyki ucieszy zwłaszcza stęsknionych za dobrymi opowieściami w tym gatunku, uświadomi też czytelnikom, że udane historie nie mają szans się zestarzeć, nawet jeśli realia zmieniły się zupełnie. „Dyliżans” to komiks z 1968 roku – a ma szansę i dzisiaj zrobić furorę na rynku wydawniczym. W „Dyliżansie” spotykamy i klasyczny podział na uczciwych i bandytów, i równie tradycyjną groźbę otoczenia w smole i pierzu dłużników, wizytę u Indian, którym jeszcze można zaskoczyć zdobyczami technologii. Ale i… satyrę na działania mediów czy marketingowców – poszukiwanie sensacji i nadawanie rozgłosu rozmaitym sprawom bez refleksji, jak może to wpłynąć na uczestników wydarzenia. I ta satyra okazuje się wciąż aktualna. Po „Dyliżans” można sięgnąć z przyjemnością – niektórzy przy tym odnajdą ślady wspomnień z dzieciństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz