niedziela, 26 lutego 2017

Mo O'Hara: Moja złota rybka zombie 5. Jak ryba w wodzie

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Oceanarium

Zabranie rybki zombie do oceanarium to zdecydowanie nie jest dobry pomysł, mimo że to miejsce, w którym najlepiej powinna się poczuć. Ale dość szybko Frankie ma się stać posiłkiem dla ośmiornicy lub stada wygłodniałych rekinów. Na domiar złego starsi bracia bohaterów knują kolejny przebrzydły plan zapanowania nad światem – jeśli przewidująca przyszłość ośmiornica poda numery totolotka, geniusze zła staną się bogaci. Na to dzieci nie mogą pozwolić. Ale priorytetem staje się dla nich uratowanie złotej rybki, która wcale nie daje się pożreć i wykorzystuje swoje zombie-moce do przechytrzenia przeciwników. Piąta część serii, „Jak ryba w wodzie”, to dwa dynamiczne opowiadania, pełne pościgów, hipnozy, rekinów i wyzwań. Tymkowi i Raviemu towarzyszy tym razem trzyletnia siostrzyczka Raviego, Sami, która z rybką komunikuje się we właściwy tylko dzieciom sposób – i katalizuje akcję. Sporo tu będzie zagrożeń rodem z filmów sensacyjnych, ale i absurdu, bo przecież na nim opiera się cały pomysł na scenę.

Grunt to znaleźć temat, który zachęci do czytania najmłodszych, zazwyczaj nieprzekonanych do tej czynności. Rybka zombie to motyw nonsensowny, więc i atrakcyjny dla dzieci. Mo O’Hara pokazuje w ten sposób, że nie będzie proponować nudnych obyczajowych scenariuszy ani powtarzać rozwiązań z lektur. Uwielbia za to szybko zmieniające się wydarzenia, absurdalne niebezpieczeństwa i wyzwania. Frankie bardzo dużo zyskuje po śmierci: ożywiona wynalazkiem, posiada teraz szereg umiejętności obcych zwykłym złotym rybkom. Nic więcej nie trzeba tłumaczyć, wystarczy zanurzyć się w przygodę. Ravi i Tymek muszą sami wymierzać sprawiedliwość i torpedować próby starszych braci – tym cenniejsze są dla nich wszelkie zwycięstwa. Bez złotej rybki by się to jednak nie udało, bo droga do finału jest dość długa – O’Hara celowo rozwija opowiadanie i z każdego etapu wyłuskuje osobną drobną historyjkę.

W drugim opowiadaniu zwierząt jest więcej – szansę na pokazanie swoich talentów zyskują pupile różnych dzieci, a wszystko przez casting do telewizyjnego show. Tyle że znów do akcji wkraczają starsi bracia Tymka i Raviego. Konstruują oni urządzenie, które kradnie talenty zwierzaków i przenosi nowe umiejętności na wyjątkowo złośliwego kota jednego z chłopców. Po raz kolejny starsi bracia okazują się zakałą rodzin i dążą do błyskawicznego i bezwysiłkowego sukcesu, a młodsi, tym razem z Szajbuską, która dołącza do paczki, kombinują, jak uratować świat. I tutaj Frankie ma do odegrania ważną rolę, tyle że… traci swoje moce, więc będzie jej trudniej. O to między innymi chodzi – żeby maluchy uwierzyły, że mogą coś zmienić i nie muszą ulegać dorosłym. Nie są przygody rybki Frankie ambitną literaturą – ale też i nie mają nią być, wystarczy, że przyniosą rozrywkę dzieciom. Do małych czytelników są kierowane, a funkcjonują właściwie jak kreskówka – pojawia się tu między innymi humor sytuacyjny dobrze opisany. Można się doszukiwać ważnych przesłań, ale pouczenia i napominania kilkulatków się nie znajdzie. Dorosłym prawdopodobnie trudno będzie zrozumieć fenomen rybki zombie, dzieci bardzo ją lubią – nawet „straszne” rysunki Marka Jaguckiego nie zniechęcają, a wabią niegrzeczne dzieci do czytania. Mo O’Hara udowadnia, że dzieciom potrzebna jest rozrywka bez zapędów moralizatorskich, czysty uśmiech. Przy okazji Frankie dostarcza wielu przeżyć – kiedy dziecko kibicuje tej niezwykłej rybce, przenosi się w świat nieskrępowanej wyobraźni. To sprawi, że może przekonać się do czytania i uwierzyć, że po książki sięga się nie tylko z powodu szkolnych zadań. Złota rybka zombie to pomysł, który z definicji wyklucza normalność – i rutynę, oddala też jakiekolwiek sentymentalne zagrywki. Mo O’Hara trzyma się bajkowej konwencji i motywu bezwzględnej walki ze złem. Nie straszy dzieci, ale zapewnia im dawkę adrenaliny i dowcip. „Jak ryba w wodzie” to kolejny dowód na umiejętne operowanie bajkowymi możliwościami, a i spotkanie z bohaterami dobrze już maluchom znanymi. Takie lektury cieszą się popularnością, chociaż daleko odbiegają od sklasyczniałych już pozycji z literatury czwartej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz