Szelest, Warszawa 2016.
Wśród zwierząt
„Prosto z ambony”, tom Krzysztofa Daukszewicza, to zestaw felietonów tematycznych pisanych do „Łowca Polskiego”. Satyryk daje w nich odpocząć od polityki, w dużym stopniu zajmując się przyrodą i codziennymi obserwacjami ze spacerów po najbliższej warmińskiej okolicy. Owszem, czasami nie daje się zachować stoickiego spokoju w obliczu pomysłów rządzących, ale wtedy odpowiednie komentarze trafiają do tekstu na zasadzie echa z odległej rzeczywistości. „Prosto z ambony” nie będzie zatem powielać opowieści z wystąpień autora – recitali i spotkań autorskich. Od czasu do czasu Daukszewicz przypomni o swojej pasji gromadzenia menelików, niekiedy rzuci drobny dowcip, ale satyry politycznej stara się tu zbyt często nie uprawiać.
„Prosto z ambony” to zestaw utworów pisanych, przynajmniej w teorii, dla myśliwych – tytuł sugeruje zupełnie inne treści, chyba że ktoś szybko przekartkuje książkę i przekona się, że ilustracje Juliana Bohdanowicza prowadzą nie do kościoła, a do lasu. Krzysztof Daukszewicz przyznaje się do wędkowania, a i to hobby traktuje jako szansę na relaks. I właśnie relaks chce zapewnić czytelnikom – wcale nie tym, którzy zamierzają strzelać do zwierząt. W tej książce najważniejsza jest łagodność zestawiana ze stoicyzmem. Autora nic nie wyprowadzi z równowagi, las pomaga odpocząć i uciec od codziennych absurdów. To azyl, który warto sobie znaleźć. A skoro las wycisza, nie nastraja do zajmowania się aktualnymi problemami. O czymś jednak trzeba pisać, i to regularnie. W efekcie Daukszewicz wybiera tematy, których próżno by szukać w innych jego publikacjach. Nadrzędnym motywem stają się zwierzęta, a w wersji bardziej ogólnej – przyroda, tereny z dala od cywilizacji.
Sięga autor po ciekawostki i anegdoty lub scenki rodzinne, które zamieniają się w dowcipy. Zanurza się we wspomnieniach i prywatnych dygresjach (ogromnym uznaniem czytelników cieszą się zwłaszcza historie o domowych pupilach, zawsze bardzo inteligentnych). Gdy do idylli wkroczy element medialnej rzeczywistości – głos polityka lub efekt społecznej histerii – zawsze funkcjonuje na prawach zgrzytu. Taki motyw trzeba jak najszybciej złagodzić śmiechem, obudować dowcipami i puścić w niepamięć. Teksty są niewielkie objętościowo, więc autor dba o nasycenie ich dobrymi puentami, prowadzi opowieści tak, by zatrzymać przy sobie czytelników. Bardzo rzadko zdarza się, że nabudowywana scenka jest lepsza niż jej podsumowanie, ale wynagradza to ilość dowcipów. Daukszewicz jako wytrawny satyryk wie, jak wywołać śmiech czytelników (pozwala sobie też w wielu miejscach na autoironię, która gwarantuje mu sympatię). W „Prosto z ambony” popisuje się warsztatem satyryka i opowiadacza dowcipów, ale wydaje się, że robi to z przyjemnością. Przez przejście do satyry obyczajowej łagodnieje tom „Prosto z ambony” – ale wtedy ciekawość podsycają motywy autobiograficzne, historie, których raczej nie usłyszy się ze sceny.
Rzeczywistość w wersji dla „Łowca Polskiego” wydaje się znośniejsza. Lekturę uprzyjemniają też satyryczne rysunki Juliana Bohdanowicza, który wprawdzie podpierać się musi treścią felietonu, ale zawsze potrafi wydobyć z niej dodatkowe i osobne żarty rysunkowe. Tu zresztą Krzysztof Daukszewicz żegna przyjaciela we wzruszającym felietonie-wspomnieniu. „Prosto z ambony” to książka, do której fani satyry dotrą – i propozycja dla zmęczonych kabaretowym śmiechem. Krzysztof Daukszewicz pisze tu z prostotą i zrozumieniem dla natury, nie pozwala się denerwować medialnymi doniesieniami. Pokazuje, jak nabrać dystansu do zwykłych trosk. Sam sobie sprawia przyjemność felietonowymi drobiazgami, które warto było ocalić i przedstawić szerszej publiczności w zgrabnym tomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz