Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.
Porady babć
Katarzyna Dynowska na okładce tomu z poradami babć (i nie tylko) przedstawia się jako Kasia Dyna. Stąd już tylko krok do „Gospodyny”, gry słów, która odnosi się i do nazwiska, i do zawartości książki. Według podtytułu to „Zaradnik domowy”, zestaw porad i wskazówek z dawnych lat, gospodarskich podpowiedzi, którymi kierowały się panie domu w czasach, gdy nie istniały hipermarkety i całe zestawy „ułatwiaczy” codziennego życia. Kasia Dyna zdaje sobie sprawę, że dzisiaj zamiast umyć okno octem i starymi gazetami wygodniej sięgnąć po odpowiednie detergenty. Ale wie też doskonale, że moda na naturalność, bycie eko, minimalizm, oszczędność czy tradycje co pewien czas powraca. I wie, że czasami po prostu chce się z czystej ciekawości przyjąć na chwilę metody prababek. Daje więc odbiorczyniom taką możliwość, a sobie okazję do graficznych popisów. „Gospodyna” przywołuje ważne naturalne sposoby odświeżania wnętrz: płyn do ścierania kurzu, metody na przypalone żelazko lub brudne garnki. Podpowiada, jak pozbyć się gumy do żucia z ubrań, jak naostrzyć nożyczki i jak odkamienić czajnik. Przypomina o zaletach szarego mydła i o naturalnych pochłaniaczach zapachów. Będzie tu mowa o oszczędności energii elektrycznej (ale niewiele) czy wody. Autorka odnosi się do sztuczek kulinarnych: co robić, żeby mleko nie wykipiało (i co, kiedy jednak wykipi, bo zapomniało się o tej metodzie), jak uratować przesoloną zupę, jak kroić cebulę i przygotować masło klarowane. Pisze o spieraniu różnych rodzajów plam, podaje receptury na rozmaite dolegliwości. Jest to między innymi publikacja dla tych wszystkich odbiorczyń, które dość mają wszechobecnej chemii i chciałyby uciec od dyktatury wielkich koncernów (spożywczych czy farmaceutycznych). Co pewien czas autorka przywołuje przepisy i wskazówki z poradników sprzed wieków – już nie jako podpowiedzi, a kurioza, komiczne ciekawostki.
Część z tych wskazówek, które stanowią trzon „Gospodyny” powinna być jeszcze znana czytelniczkom, ale dzięki takiej publikacji łatwiej będzie do nich dotrzeć – i dłużej przetrwają. Autorka daje też odpowiedź na pytania młodszych pokoleń, jak dawniej radzono sobie z codziennymi domowymi wyzwaniami – i udowadnia, że dziś też jest to możliwe. Wie, że w wielu wypadkach do zastosowania babcinych porad pchnie odbiorczynie ciekawość, ale może się też okazać, że część tych uwag trafi do zwyczajności czytelniczek.
„Gospodyna” jako popis graficzny to okazja do tworzenia kolaży z wycinków starych zdjęć. Dynowska dłoń kobiety z XIX lub początków XX wieku ozdobi tipsami, a zamiast maseczki zamaluje twarz postaci na fotografii. Lubi nieskrępowaną wyobraźnię i zabawę, na którą w klasycznych (poważnych) poradnikach nie byłoby miejsca. Jako ozdobniki traktuje litery, odwołuje się do stylu kojarzonego z dwudziestoleciem międzywojennym, ale tworzy raczej jego wariacje, modyfikację na temat. Lubi zarówno zamaszyste kredkowe bazgroły, jak i proste desenie, woli symbole niż pełnowymiarowe obrazki – przez cały czas nawiązuje do dawnego wzornictwa. Staje się przez to „Gospodyna” nawet bardziej albumem niż poradnikiem, autorka chce zwrócić na siebie uwagę i zaistnieć w świadomości odbiorców jako ilustratorka z fantazją. Okazuje się, że teksty użytkowe całkiem nieźle sprawdzają się jako pretekst do rysunkowych i wycinankowych wariacji, a „Gospodyna” zyskuje dodatkowe uzasadnienie istnienia na rynku wydawniczym, nie mniej ważne niż zestaw porad. Katarzyna Dynowska wymyśla sobie miejsce na rynku – nie traktuje poradnika serio, ale i tak z kilku jej zdobyczy można korzystać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz