sobota, 29 października 2016

Piotr Szarota: Londyn 1967

Iskry, Warszawa 2016.

Kontrkultura

„Londyn 1967” to swoiste kalendarium, analiza kontrkultury rozpisana na kolejne miesiące. Piotr Szarota nie zajmuje się w tym tomie analizowaniem zjawisk czy tworzeniem komentarzy do zachowań w ramach rewolucji obyczajowej. W zamian za to daje czytelnikom możliwość zanurzenia się w rzeczywistości, nieznacznie przechylając się czasem o kilka lat w przeszłość, do początków pomysłów. W tomie znajduje jednak miejsce przede wszystkim na akcentowanie zmian, w oparciu o „kultowe” postacie, artystów cenionych do dzisiaj (a i kilku nieco zapomnianych). Interesują go działania – pod prąd konwenansów, na przekór moralności i obłudzie społeczeństw. Artyści nie boją się ryzyka ani eksperymentów, potrzebują ich i poszukują, a Szarota nieźle te starania tropi.

Książka została podzielona na miesiące. Poprzedza je spis występujących, wzorem powieściowych sag, a i dla uniknięcia biograficznych przypisów zwłaszcza dla młodszych pokoleń niezbędnych. Pojawia się tu alfabetyczny spis, ale notki przy poszczególnych nazwiskach zostały maksymalnie skrócone. Jedynym ich obowiązkowym punktem jest metryczka, podkreślenie wieku danego twórcy w 1967 roku. Piotr Szarota zapewnia sobie rozbudowany szkielet konstrukcyjny tomu: wiadomo, gdzie rozgrywają się wydarzenia, wiadomo, kiedy (i to precyzyjnie, mimo że autor w opowieści znajduje sposób na wychylanie się ze sztywnych ram, kiedy zajdzie taka potrzeba). W dużej mierze też wiadomo, jakie postacie się tu pojawią: to między innymi Beatlesi, Charlie Chaplin, Marianne Faithfull, Jimi Hendrix, Andy Warhol, Stefan Themerson, Roman Polański… a tę listę można bardzo rozbudować. A skoro Szarota tak udanie konstruuje naczynie, w którym prezentować będzie Londyn z 1967 roku, może już bez przeszkód zająć się jego zawartością. I tu wkracza podział tematyczny. Każdy miesiąc to inny temat wiodący, czasem mieszany z kilku motywów, czasem nie do pokonania. W związku z tym bez trudu da się wyodrębnić poruszane kwestie: nie zabraknie opowieści o narkotykach, o homoseksualizmie (i szerzej, rewolucji seksualnej, aż do tematu sadomasochizmu), znajdzie się miejsce na modę i na rozwój duchowy. Autor przygląda się małżeństwom i wolnym związkom, przenosząc raz po raz uwagę na tworzone książki, filmy czy piosenki. Z jednej strony przygląda się kreacjom twórców (często po latach bardziej interesującym niż same dzieła), z drugiej – utworom. Wszystko to precyzyjnie umieszcza na osi czasu, udowadniając, że Londyn z 1967 roku rzeczywiście zasługuje na swoją monografię, jako arena przemian i poszukiwań artystyczno-obyczajowych.

Piotr Szarota pisze, jakby tworzył rejestr wydarzeń. Z rzadka odwołuje się do cudzych wypowiedzi, raczej woli przytaczać kolejne zjawiska i postawy. Nie musi budować długich charakterystyk, skoro pisze o postaciach, które nie są anonimowe. Chętnie za to wplata wiadomości mniej popularne, za to rzucające nowe światło na biografie. Rezygnuje z naukowego stylu i typowych dla takich publikacji rozwiązań: pisze w sposób zrozumiały dla zwykłych czytelników, bez popisów stylistycznych i specjalistycznych terminów. Sprawia, że także zwykłym odbiorcom łatwo będzie się zagłębić w przywoływane sceny. Chociaż Szarota nie tłumaczy zachowań, przez układ opowieści sprawia, że czytelnicy lepiej zrozumieją artystyczne wybory i kreowanie biograficznych legend. „Londyn 1967” to książka ciekawie napisana, przypominająca o mariażu życia i sztuki – o kontekście tworzenia i o autokreacjach w momencie, gdy życiowe wybory mogły zostać potraktowane jak manifest. Jest ta książka przesycona konkretami, a wydarzenia następują po sobie bardzo szybko: a jednak Szarota zapewnia lekturę sycącą i pełną. Pozwala oglądać przeszłość bez wyprowadzania natychmiastowych ocen – zresztą z perspektywy czasu takie komentarze pobrzmiewałyby niepotrzebnie fałszywie. Podsuwa odbiorcom skomplikowany – wieloelementowy – obrazek rodzajowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz